25 stycznia 1999 roku - dla wielu fanów polskiego hip hopu to jedna z najważniejszych dat. Tego dnia bowiem miała miejsce premiera płyty "Nastukafszy" Warszafskiego Deszczu. Płyty, która stała się kamieniem milowym w krótkiej historii rapu nad Wisłą. Teraz, po ponad 10 latach, Tede i Numer Raz wydają jedną z najbardziej wyczekiwanych płyt w środowisku hip hopowym - album "Powrócifszy".

Reklama

Czy wiecie, co kryje się za liczbą 3786?

Numer Raz: Nie mamy pojęcia.

Tyle dni fani polskiego hip-hopu musieli czekać na kolejną płytę Warszafskiego Deszczu pt. "Powrócifszy". Dlaczego tak długo?

Tede: Tak po prostu wyszło. Nigdy z Numerem nie robiliśmy niczego na siłę. Dziesięć lat jakie upłynęły od wydania "Nastukafszy" to rzeczywiście kupa czasu, ale wcześniej nie byliśmy gotowi na nową płytę. Teraz się to udało i bardzo się cieszymy, że Warszafski Deszcz powrócił na scenę.

Reklama

Kiedy postanowiliście, że nagrywacie drugi album?

T: Zgadaliśmy się w Sylwestra, powstał kawałek "Dekada". Po dwóch tygodniach zadzwoniłem do Numera i mówię mówi mu, że trzeba chyba nagrać płytę. Numer był tego samego zdania.

Jak możecie opisać nowy album?

N: Płyta jest optymistyczna i trueschoolowa, oparta na fajnie brzmiących i w większości energetycznych podkładach. W pewnym sensie jest odzwierciedleniem tego, na jakim etapie życia się znajdujemy.

T: Mamy nadzieję, że będzie to swoisty powiew świeżości na naszej rodzimej scenie. Warszafski Deszcz znowu pada!

Reklama

Jak długo powstawała płyta?

T: Zaczęliśmy nagrywać w lutym, a pracę nad materiałem skończyliśmy w maju.

Może powiecie coś więcej o producentach, bo nie ma wśród nich szerzej znanych postaci. Może poza O.S.T.R-ym.

N: Każdy z nas rozpuścił wici wśród znajomych producentów o tym, że potrzebujemy bitów. Chodziło nam przede wszystkim o oldschoolowe dźwięki, bo płyta miała być utrzymana właśnie w takiej konwencji.

T: Nad płytą pracowaliśmy w ścisłej tajemnicy. Wszyscy producenci mieli powiedziane, że nie mogą nikomu zdradzić, po co są te podkłady i dla kogo.

Ile ich w sumie dostaliście?

T: Mieliśmy pulę około 100 podkładów a wybraliśmy 17.

Tede, dlaczego nie ma na niej twoich produkcji?

T: Po prostu nie miałem czasu, ale postanowiłem, że kolejną płytę zrobię sam. Od początku do końca. Produkcja muzyki jest bardzo czasochłonna. Kiedyś, jak nic nie robiłem i wstawałem o 13, byłem tak zwanym artystą raperem to sobie mogłem na to pozwolić.

Wspomniałeś, że zamierzasz nagrać kolejne solo. Co to będzie?

T: Mam wiele pomysłów na ten krążek, ale ostatnim jest taki, aby stworzyć go całkowicie samemu. Czy tak się stanie, to się okaże. Wiąże się to z całkowitym odcięciem się od świata na kilka tygodni.

Masz już jakieś konkretne terminy?

T: Płytka ukaże pewnie w przyszłym roku. Poza tym mam fajny pomysł, o którym nie mogę na razie mówić, bo to ma być niespodzianka.

Może uchylisz rąbka tajemnicy?

T: Nagram kawałek, którego nikt się nie spodziewa. Wszyscy będą w niezłym szoku. Można go się spodziewać po wakacjach. I w tym temacie nie powiem nic więcej. Poczekajcie.

Wasza pierwsza płyta zapoczątkowała hip hop w Warszawie. Jak przez te 10 lat zmienił się stołeczny hip hop?

N: Bardzo się zmienił. Wiele ekip, które kiedyś rapowały, że nie będą sprzedawać swoich płyt, teraz sprzedają je w dużej liczbie i zarabiają na tym potężne pieniądze. Może nie wszyscy, bo oczywiście nie wszystkim się udało. Ale ci, którym się udało, zmienili styl życia i radykalnie zmienili swoje słowa. Kiedyś mówili co innego, teraz mówią zupełnie co innego. W naszym środowisku panuje duża hipokryzja, ale co robić?

T: Ale jeżeli chodzi o sam hip hop w Warszawie, to poziom się strasznie podniósł. Sporo naszych produkcji brzmi naprawdę światowo, i to jest fajne. Widzę jednak niekonsekwencję w poczynaniach niektórych naszych kolegów z branży. Jak słucham płyty Hemp Gru, to to jest na prawdę świetna, uliczna płyta. Oni od lat robią to samo i są w tym autentyczni. Są natomiast koledzy z tego samego "ulicznego nurtu", którzy już nie byli tacy konsekwentni w swoich poczynaniach. Ja im tego nie mam za złe, tylko dziwię się, że ich fani jeszcze tego nie zauważyli. Wystarczy włączyć jakąkolwiek stację muzyczną czy radio by wiedzieć, o kogo chodzi.

Jak się czujecie z tym, że na pewno spora część dzieciaków które was teraz słuchają może nie znać waszego debiutanckiego albumu, bo kiedy ona się ukazywała, jeszcze ich nawet na świecie nie było?

T: Znać to znają, bo jak ostatnio graliśmy koncert pod PKiN, to była tam masa młodych ludzi i znali wszystkie teksty. Ale to prawda, że nie znają i nie rozumieją całej tej otoczki która towarzyszyła tej płycie.

N: Jak masz naście lat i zaczynasz słuchać hip hopu, to zawsze ma się starszych kolegów, którzy mówią, że są płyty, które są absolutnym kanonem gatunku i które po prostu trzeba znać. A "Nastukafszy" się do tego kanonu zalicza, więc młodzi ludzie znają tą płytę doskonale.

Co myślicie o Warszawie? Ciągle wam się podoba?

N: Warszawa jest piękna.

T: Ja na prawdę kocham to miasto. Są ludzie, którzy mieszkają tutaj i mówią że jest brzydka, a moim zdaniem to po prostu cudowne miasto.

A co wam się w nim podoba?

N: Mnie bardzo podoba się Pałac Kultury.

T: Dokładnie. Wiele osób mówi że jest paskudny, a ja autentycznie bym się zdenerwował jakby mi któregoś dnia ktoś go zburzył. Dużo podróżujemy, jesteśmy trochę jak cygański tabor. Jak jeździsz przez 10 lat z koncertami od miasta do miasta, to masz punkt odniesienia. Moim zdaniem Warszawa jest w czołówce, jeżeli chodzi o taką "industrialną ładność". Nie jestem fanem starych kamieniczek czy malowniczych wieżyczek, bo umówmy się, te kamieniczki wcale nie są stare. Mnie podobają się te szklane wieżowce, wbudowane w obdrapane bloki.

Jak w takim razie określilibyście klimat Warszawy?

N: Klimat samego miasta jest świetny. Ale psują go napływowcy z różnych miejscowości.

Rapujecie o tym na płycie.

T: Dokładnie. Trzeba zrozumieć jedną rzecz. Oni przyjeżdżają do Warszawy z chęcią zrobienia czegoś. A tutaj mają świat i możliwości. I duża część z nich zazwyczaj z niczym się nie liczy. Zaczynają się totalnie zmieniać, udawać światowców. Wystarczy pochodzić po warszawskich klubach i zobaczyć tych gentlemenów w modnych butach albo w koszulach od Armaniego z KDT. To jest ta nowoczesna warszawka, której tak podobno się nie lubi w całej Polsce.

N: Moim zdaniem to miasto strasznie pędzi. Widać to zwłaszcza wtedy, gdy wyjedzie się z tego miasta. Czasami jak przyjeżdża do mnie znajomy z innego miasta i idziemy sobie przez centrum, to często dostaje m pytanie: stary, gdzie ty tak pędzisz? My tego nie zauważamy, bo jesteśmy do tego przyzwyczajeni, ale tak jest. Dla takich ludzi np. z Zielonej Góry, to my jesteśmy jak roboty, a oni tam u siebie sobie żyją na luzie.

p

Które miejsca w stolicy są waszym zdaniem kultowe?

T: Takie najbardziej kultowe to chyba esende (SND -- Służew Nad Dolinką, przyp. red.) i ulica Polna z klubem Remont. Poza tym klub Hybrydy na pewno, klub Scena. Dla mnie osobiście także miejsce pod dawnym kinem Capitol. Spędziłem tam pół młodości jeżdżąc na deskorolce.

W skład pierwszego Warszafskiego Deszczu wchodziły trzy osoby: wy dwaj i Marian. Dlaczego nie ma go teraz z wami?

T: Nie ma go z nami i po prostu nie warto o tym mówić. Zespół Warszafski Deszcz założyliśmy z Michałem we dwóch, a Marian został do niego dokooptowany trochę na siłę. A teraz nasze drogi się rozeszły.

Macie za sobą doświadczenia solowe. Czego się nauczyliście pracując solo?

N: Ja mam tych doświadczeń zdecydowanie mniej niż Tede. To był taki okres w życiu, że nasze drogi się trochę rozeszły, zaczęliśmy rapować o innych rzeczach i stwierdziłem, że Tede mi nie pasuje mi ze swoimi tekstami. Dlatego postanowiłem nagrać solo. Chciałem wszystko robić swoim tempem, po swojemu. A nauczyłem się pewności siebie. U nas zawsze było tak, że to Tede grał pierwsze skrzypce, ja byłem trochę z boku, bo po prostu taką mam osobowość. I pracując samemu musiałem nabrać pewności siebie. No i wyzbyłem się tremy.

T: Ja wyzbyłem jej się już wcześniej sporo. Tremę to ja miałem przed naszym pierwszym koncertem ponad 10 lat temu. Jak wydaliśmy płytę, a dwa dni później był promocyjny koncert w klubie Planeta. Nie reklamowaliśmy tego nigdzie, a było około 2000 osób. Byliśmy wtedy w wielkim szoku. A płyty solowe dały mi bardzo dużo. Jak nagrałem płytę "S.P.O.R.T." to napisałem wszystkie teksty, zrobiłem całą muzykę i nikt mi nie mógł nic powiedzieć. A praca w zespole opiera się na kompromisach.

W zeszłym tygodniu w DZIENNIKU ukazał się wywiad z Bogną Świątkowską, która określana jest często mianem matki chrzestnej polskiego hip-hopu. Kim ona jest dla was?

N: Ona pokazała nam tę muzykę i kulturę. Byliśmy wtedy bardzo młodzi i wszystko, co nam mówiła, chłonęliśmy jak gąbka. Zawsze z niecierpliwością czekałem na jej czwartkowe audycje w Radiu Kolor. Wszystkie nagrywałem i słuchałem setki razy. Te rozmowy o polityce i kulturze afroamerykanów były bardzo ważne, bo nauczyły nas tolerancji.

Bogna Świątkowska dla DZIENNIKA: "W stolicy trzyma mnie Syrenka" >>>

T: Dokładnie. Oprócz tego, że puszczała dobrą muzykę, to przekazywała wiedzę o historii rapu. Pokazywała, że hip-hop nie wziął się znikąd. Często bywaliśmy u niej w domu, pożyczaliśmy płyty i rozmawialiśmy. Ona z kolei słuchała naszych kawałków i się nimi szczerze jarała. Bardzo nam pomogła.

Czego teraz słuchacie?

N: Tego, co mi się podoba. Nie mam żadnych ograniczeń. Kiedyś można powiedzieć, że byłem hip-hopowcem ortodoksyjnym. Ale przez hip-hop tak naprawdę nauczyłem się słuchać większości gatunków muzycznych. Odnalazłem jazz, blues, praktycznie każdy rodzaj muzyki. Generalnie mogę powiedzieć, że jestem fanem Depeche Mode od wielu lat. Może nie wyglądam, ale jestem depeszem i teraz nie wstydzę się o tym mówić. Kiedyś było inaczej -- obawiałem się, że ktoś mi za to pojedzie i zarzuci, że nie jestem prawdziwym hip-hopowcem. Teraz mnie to nie obchodzi.

Tede, jakie płyty masz teraz w samochodzie?

T: "Powrócifszy", trzy płyty Ani Dąbrowskiej i najnowszy Rick Ross. Zwariowałem na punkcie Ani Dąbrowskiej. To jest najlepsza polska wokalistka. Jej muzyka, jej pomysły to jest po prostu mistrzostwo świata.

Który kawałek z waszej nowej płyty najbardziej się wam podoba?

N: Chyba "Czas nas zmienił". Bo pokazuje czasową perspektywę.

T: U mnie się to zmienia. Słucham płyty na okrągło, bo ambitnie postanowiłem nauczyć się jej. Numer nie słuchał przez pewien czas ale teraz tez wytrwale ją katuje. Można powiedzieć, że ten ulubiony utwór ma charakter wędrowny. Na początku moim ulubionym był "W międzyczasie".

Spora grupa raperów w swoich tekstach nadal mówi o tym, jak ciężko jest na ulicy i na ławce pod blokiem. O tym rymowało się w latach 90. Czy waszym zdaniem ten temat nie trąci banałem?

T: Jeżeli oni nadal na tej ławce siedzą, to niech sobie o niej rymują nawet jak mają 40 lat. My już z tego wyrośliśmy, pokazujemy bardziej pozytywną stronę życia. Przychodzi taki moment, w którym odechciewa się stać pod blokiem z jakimiś baranami. Ile można stać pod tym blokiem? Ja też z nimi stałem a potem okazało się, że nie jestem fajny, bo nie chcę z nimi ćpać heroiny. I potem ta wielka przyjaźń wszystkich się szybko skończyła. Teraz wolę spotkać się z przyjaciółmi w studiu, w domu. Pojechać sobie gdzieś, zobaczyć świat.

A macie ambicję, by dotrzeć do tych dzieciaków z takim przekazem? Ostatnio usłyszeliśmy, że kiedyś dzieci chciały zostać sportowcem czy strażakiem a teraz chcą być gangsterami.

T: Pokazujemy jedynie pewną postawę. Nie mówimy rób to czy nie rób tamtego, to jest dobre, a to jest złe. Pokazujemy pozytywne emocje. Np. w utworze "Więcej ruchów" mówimy o kryzysie. Ale robimy to w taki sposób, żeby ludzie zrozumieli że choć jest źle, to jeśli weźmiemy się w garść, to jakoś przez to przejdziemy.

Tede, stałeś się gwiazdą popkultury i rodzimym celebrytą. Twoją osobą zajmują się plotkarskie portale. Jak się z tym czujesz? Wiele osób zarzuca ci, że się sprzedałeś. Czy żałujesz jakiś swoich decyzji czy wyborów?

T: Nie, niczego nie żałuję. Jeżeli mógłbym zacząć od nowa, to zrobiłbym dokładnie to samo. Ludzie którzy mnie opluwają zarzucając mi, że się sprzedałem, są mali i przepełnieni zawiścią. To hipokryci, którzy tak naprawdę chcieliby mieć i robić to co ja, ale nie potrafią. Zawsze mówię to co myślę i może dlatego obrywam po tyłku, ale będę robił tak dalej.

Kilka lat temu zrobiliście razem ze Wzgórzem Ya Pa 3 kultowy już w tej chwili remiks "Snu o Warszawie" Czesława Niemena. Czy waszym zdaniem jest to najlepszy utwór o stolicy?

T: Dla nas jest to kawałek o mieście, w którym żyjemy. Wzgórze rymowało o Kielcach, my o Warszawie. Dla nas jest to raczej przekaz uniwersalny.

N: Dla warszawiaków ten utwór jest hymnem Legii. To jest fajne, że jeżdżąc do innych miast na koncertach zawsze na końcu gramy ten kawałek i ludzie świetnie się bawią. To świadczy o tym, że jest uniwersalny.

Co sądzicie o pomyśle przedstawionym przez jednego z warszawskich radnych, by nadać piosence Niemena tytułu oficjalnego hymnu Warszawy?

T: To jest bez sensu. Warszawie nie hymn jest potrzebny tylko obwodnica. Poza tym co, będziemy go śpiewać codziennie pod pomnikiem syrenki? Paranoja.

Płyta wychodzi dzień przed wyborami do europarlamentu. Zachęcacie do głosowania?

T: Oczywiście zachęcam do głosowania. Najbardziej nie lubię takich którzy narzekają, ale do wyborów nie pójdą.

N: Pamiętam, jak się kiedyś z Tedem spóźniliśmy na wybory prezydenckie, bo wracaliśmy z koncertu. Wtedy wygrał Kwaśniewski.

T: Stary, trzeba spełnić obowiązek. Jeżeli ktoś naprawdę czuje się obywatelem, to powinien iść głosować, nieważne na kogo. Albo iść i skreślić kartkę, by zaznaczyć swój sprzeciw. Chcemy zmienić to typowe dla Polaków podejście, że pojedynczy głos i tak się nie liczy.

Wzięlibyście udział w kampaniach społecznych na rzecz właśnie udziału w wyborach?

T: Pewnie że tak. Ja już zresztą brałem udział w takiej akcji przy okazji poprzednich wyborów.