Zwykle gdy słyszę słowa "Chopin" i "jazz" wymawiane razem, dostaję wysypki. Drażniące są próby opracowania dzieł genialnego kompozytora na nowo, dodania do nich, prócz jazzowej harmoniki, romantycznych zaśpiewów lub, co gorsza, popowych tricków.

Jednak Levity Trio (Jacek Kita, Piotr Domagalski i Jerzy Rogiewicz) i ich gościom (Toshinori Kondo, Gaba Kulka, Raphael Rogiński, Grzegorz Uzdański i Tomasz Duda) udało się uniknąć mielizn jazzowych przeróbek, dzięki czemu „Chopin Shuffle” to najbardziej frapująca do tej pory próba stworzenia nowej opowieści na kanwie klasyki, jazzu, awangardy i improwizacji.

Reklama

A właściwie to próba wykreowania nowego języka, który byłby zrozumiały zarówno dla wyznawców klasyki, jak i jazzowej awangardy bez szkody dla samego Chopina. Poważna, a zarazem nienadęta. Przeciwnie – cykl 24 preludiów op. 28 został tu podany z lekkością, odwagą i poczuciem humoru, jakich ze świecą szukać na naszej scenie. O odwadze świadczą też przewrotne tytuły utworów (np. „We Also Have Snow In Poland”), którym daleko do romantycznej nomenklatury Hansa von Bulowa.

Możliwe, że to dzięki warsztatowym umiejętnościom muzyków, których klasą można się pozachwycać w krótkich motywach preludiów, niepoddanych żadnym zabiegom, jak np. w znakomitym Preludium G-dur z pierwszej płyty "Fashion Victims" czy słynnym Des-dur "Deszczowym" (tu "Take Me To The Woods"), w którym czterotaktowy fragment preludium po wirtuozersku odmieniany jest przez różne muzyczne przypadki (ragtime, muzyka filmowa, rock symfoniczny, punk, pop, klasyka, awangarda).

Reklama

Ważniejsze jest to, że Levity, przy znaczącym udziale słynnego japońskiego trębacza awangardzisty Toshinoriego Kondo, metodycznie rozbierają Chopina z romantycznych ciuszków i patriotycznych naleciałości (preludium A-dur "Riff” 49"), konstruując arcyciekawy kosmos własnych brzmień. Elektroniczna głębia tła ("Ciepło"), elementy ambientu (nawet potraktowanego pastiszowo – "Take Me To The Woods"), umiejętność budowania kontrapunktycznych planów brzmieniowych i wysmakowane improwizacje trębacza i pianisty ("Elephant vs Lion") składają się na oszałamiającą muzyczną mozaikę.

Trudno dopisywać do tych dźwięków teorie: "Chopin Shuffle" wymyka im się doskonale, co też jest zaletą tej płyty. Brzmi ona po części tak, jakby ktoś z dwóch odtwarzaczy puścił naraz dwie ścieżki, które w przedziwny sposób uzupełniają się, zamiast wykluczać. Jeszcze bardziej obrazowo – album ten jest jak przyjacielska, lecz pełna napięć i do bólu szczera rozmowa z Chopinem, jakiej mu jeszcze nigdy żaden polski muzyk współczesny nie zaproponował.

Druga płyta Levitów, podobnie jak krążki Mitch & Mitch i Cukunftu czy zeszłoroczny "Bob" Marcina Maseckiego pokazują, że świetni muzycy mogą w Polsce nagrać album zarazem nowatorski i pełen szacunku dla tradycji. I nie jest to tradycja z sal koncertowych i na kolanach – to genialna zabawa muzyką, która tkwi w każdym z nas.