Plemienny rytm, który ma przemówić do zwierzęcych instynktów człowieka i jednoczyć nasz gatunek w uniwersalnej pulsacji - oto nowa wizja muzyki Björk, która towarzyszyła jej podczas nagrywania "Volty". Brzmi to jak groźna, irracjonalna ucieczka od rzeczywistości w trans.

Tymczasem Islandka twierdzi, iż jest wręcz przeciwnie. Przecież w tekstach z piosenek z "Volty" słychać eksplozje bomb i feministyczne przesłanie. Jednoczący rytm ma być jej odpowiedzią na niepokoje współczesności. A zatem powrót do tanecznej utopii?

Gdy wokalistka równe 15 lat temu rozpoczynała solową karierę, zasłynęła z tego, że potrafiła nagrać popową piosenkę w elektronicznej oprawie podchwyconej ze sceny tanecznej. Teraz Björk nie kryje, iż zatęskniła do rytmów, które porwały ją w latach 90. Ekspansja nowych brzmień zaczęła się wówczas od boomu ekstatycznych imprez rave. Taneczny trans miał dawać zjednoczenie i wyzwolenie. Skończyło się na skomercjalizowanej muzyce klubowej. Ale dziś fachowcy typują, iż rave wraca. Jedni z najgłośniejszych ostatnio brytyjskich debiutantów - "The Klaxons" mocne wejście na rynek zawdzięczają odwołaniom do tamtej mody.

A Björk na szczęście nie poprzestała na nostalgii. "Volta" brzmi porywająco. Muzyka wydaje się być wycyzelowana, a przy tym nie traci potężnej energii. Dzikie dudnienie transowych rytmów sąsiaduje z subtelnymi kolażami dźwięków nagranych w otoczeniu - od syren okrętowych po szum deszczu. Hałaśliwe i ciężkie brzmienia elektroniki spotykają się z czystym i delikatnym dźwiękiem akustycznych instrumentów Azji i Afryki. Rozmarzoną i wzniosłą aurę Północy wnosi z kolei żeńska orkiestra dęta z Islandii. Miarę talentu Björk jest to, że wszystkie te motywy łączą się tu bez cienia taniej stylizacji.

Co więcej, gwiazda tradycyjnie zaprosiła na płytę plejadę intrygujących gości, których charyzma spotęgowała siłę jej wizji. Najbardziej rozchwytywany hiphopowy producent Timbaland (pracował z Missy Elliot, Justinem Timberlakiem, a ostatnio zaangażowała go Madonna), modny transseksualny śpiewak Antony, uliczna grupa z Kongo Konono No.1, malijski wirtuoz kory Toumani Diabate, chińska mistrzyni pipy (instrument nazywany chińską lutnią) Min Xiao-Fen - to najbardziej egzotyczni spośród nich. Z każdego artystka wydobyła maksimum możliwości.

W balladowym duecie z Björk nawet Antony wpasował się w brzmienie całości i zaśpiewał jedną z najniższych swoich partii, trafiając w klimat bliski Davidowi Sylvianowi. A Marc Bell, rave’owy weteran, produkując "Declare Independence", wysmażył numer, który swym punkowym nerwem przyćmiewa wszystkie młode gwiazdki sceny electro clash. A zatem, nawet jeśli nie spieszno wam do transowych tanów, znajdziecie na "Volcie" niejedną niespodziankę. Björk nie zawodzi.


Volta
Bjork
One Little Indian / Universal














Reklama