Ich antypromocyjna strategia przynosi doskonałe efekty. Fani uwielbiają ich za to, że drwią z przemysłu muzycznego, tak jak niegdyś kochali odszczepieńców z Nirvany. Nie nagrywają radiowych singli, nie pokazują się w teledyskach i na okładkach płyt, rzadko udzielają wywiadów (za to sami rozsiewają plotki o sobie) i nie podlegają naciskom wytwórni (sami produkują płyty). Mimo to ostatni album sprzedali w USA w ponad milionie egzemplarzy, a ich teledyski nagradza MTV (bojkotując jednocześnie emisję niektórych z nich). Są też uważani za jedną z najlepszych koncertowych kapel na świecie. Nie rozwalają instrumentów i nie pokonują kilometrów biegając na scenie (jak Axl Rose), w zamian hipnotyzują światłami i projekcjami na ogromnych telebimach.

Sukces Toola w Polsce wynika z tzw. poczty pantoflowej. Zespół doskonale wie, że słuchacze chętniej kupią płytę poleconą przez przyjaciela niż przez obcy głos w radiu. Wydanie każdego albumu wiąże się ze specjalnie dopasowaną do muzyki stroną wizualną. Doskonale widać to na ostatnim albumie "10.000 Days". Do okładki dołączono okulary 3D pozwalające zobaczyć więcej niż tylko proste zdjęcia. Teledysk do singla "Vicarious" nie przypomina, podobnie jak ich wcześniejsze wideoklipy, obrazów z powszechnie przyjętymi metalowo-rockowymi standardami z cmentarzem i mrocznymi dziewczynami w rolach głównych. To doskonałe plastycznie minifilmy z wygenerowanymi komputerowo nierealnymi postaciami. Ich muzykę trudno nazwać łatwą, lekką i przyjemną. Utwory trwające od minuty do ponad piętnastu zaburzają klasyczny schemat zwrotki i refrenu. Tool łamie rytmikę, wydłuża kompozycje, zagęszcza instrumentarium. Utwory przechodzą z szeptu do straszliwego krzyku i z powrotem. Zaskoczenie to chyba główna, najbardziej doceniana przez fanów cecha ich muzyki.

Na Festiwalu Metal Hammer przed Toolem wystąpi były wokalista Soungarden i Audioslave Chris Cornell oraz polskie gwiazdy rocka progresywnego Coma i Delight.



Reklama