Polski hit wakacyjny to gatunek na wymarciu. Choć potencjalnych przebojów nie brak, to w ciężkich dla przemysłu rozrywkowego czasach wytwórnie i rozgłośnie radiowe nie są skore do wydawania pieniędzy na promocję.

Reklama

Czym różni się wakacyjny hit od zwykłego przeboju? Przede wszystkim powinien być strawny dla wszystkich – to nie może być klubowy numer dla nastolatków, ale przebój, który będzie nuciła cała rodzina, z dziadkiem włącznie. No i nie zaszkodzi, jeśli tekst będzie traktować o słońcu i zabawie. W końcu rozbrzmiewać będzie przede wszystkim na plażach i w piwnych ogródkach. Wzorcowym tego przykładem może być znienawidzona przez krytyków „Macarena”, która doczekała się 13 oficjalnych wersji i powszechnie uznawana jest za wakacyjny hit wszech czasów.

Tymczasem o wielkich polskich hitach możemy ostatnio jedynie pomarzyć.

Niby udane piosenki wciąż się pojawiają, ale żadna z nich nie może wyrosnąć. Modne utwory promowane w radiu nie mają szans stać się prawdziwymi wakacyjnymi hitami – utwory takie jak „Wybaczam ci” Agnieszki Chylińskiej czy „To jest komiks” duetu Kukulska – Dąbrówka są skierowane głównie do młodych słuchaczy obeznanych z muzyką klubową. Dla starszego pokolenia okazują się nieznośne.

Reklama

Przed laty wylęgarnią wielkich letnich hitów – oprócz radia – były bijące rekordy popularności festiwale muzyczne w Opolu i Sopocie. Ich ranga znacząco jednak spadła. Festiwal sopocki w tym roku w ogóle się nie odbył i nie wiadomo, jaka będzie jego przyszłość. Festiwal w Opolu został przeniesiony na wrzesień, więc trudno spodziewać się, że wylansuje wakacyjny hit – co najwyżej piosenkę do nucenia w długie jesienne wieczory. Imprezy nie doczekały się swojego następcy, bo trudno za takiego uznać lansujący muzyczną tandetę drugiego sortu festiwal Top Trendy.

Największym jednak problemem jest to, że w Polsce niewiele wytwórni jest zainteresowanych promowaniem piosenek, które nie mają szansy pociągnąć za sobą znaczącego wzrostu sprzedaży płyt. Pojedynczy singiel wcale nie musi stać się przebojem, a wówczas nakłady włożone w jego promocję nie zwrócą się w ogóle. „Hit musi być puszczany wszędzie, po kilka razy dziennie. Inaczej nic z tego nie będzie” – mówił w wywiadzie dla Onet.pl Zbigniew Wodecki. Ale wydawcom trudno jest wypromować piosenkę jednocześnie we wszystkich znaczących stacjach telewizyjnych i radiowych. A zbyt duża konkurencja nie służy wykreowaniu jednego hitu.

Ponadto polski rynek muzyczny ciągle trwa w bolesnym rozkroku między przeszłością płyt CD a słabo rozwiniętą infrastrukturą cyfrowej dystrybucji muzyki. W Stanach Zjednoczonych takie gwiazdy jak Black Eyed Peas czy Kylie Minogue wciąż zarabiają krocie na wakacyjnych hitach dzięki sklepom internetowym. Zeszłoroczny hit „I Got A Feeling” autorstwa Black Eyed Peas, stał się międzynarodowym wakacyjnym hymnem.

Reklama

Singiel zaliczono do pierwszej piątki najpopularniejszych przebojów wszech czasów – tuż za „Hey Jude” Beatlesów. Według statystyk Nielson SoundScan w samych Stanach Zjednoczonych kompozycja znalazła blisko sześć milionów nabywców, bijąc tym samym rekord Flo Ridy i jego „Low” w kategorii najlepiej sprzedającego się singla w historii.

Tymczasem w Polsce pojedynczych piosenek – czy to na płytach, czy w formie plików mp3 – nie kupuje niemal nikt. Efekt jest taki, że od czasów „Baśki” Wilków urlopowicze nie doczekali się hitu, który zjednoczyłby pokolenia.