Nigdy nie ukrywałeś słabości do różnych stymulantów typu narkotyki i alkohol. Co ci pomogło w pracy nad ostatnią płytą?
Chris Corner: Duży wpływ miała moja fascynacja twórczością Christophera Hitchensa, krytyka amerykańskiego imperializmu, który nie wstydził się polemizowania z zasadami różnych religii. To jemu poświęciłem pierwszą piosenkę na płycie "I Salute You Christopher". Jest jednym z Czterech Jeźdźców, obok trzech innych myślicieli, filozofów – Richarda Dawkinsa, Daniela Dennetta i Sama Harrisa. Mówiąc w skrócie, są krytykami religijności. Christopher jest najbardziej rock’n’rollowy z nich, ma zdecydowany, agresywny styl. Bardzo polubiłem ich krytyczny stosunek do świata.
Ty jednak nie wyglądasz na agresywnego faceta, na "Volatile Times" też nie jesteś groźny. Wystarczy posłuchać piosenki "Bernadette", by przekonać się, jaki z ciebie delikatny, melancholijny gość.
"Bernadette" było pierwszym utworem, który napisałem na płytę. Chciałem, żeby była delikatna, bo przechodziłem wtedy ciężki czas w moim prywatnym życiu. Napisałem ją na przekór. Wspomnienie własnej realnej miłości zmieszałem z fikcyjnymi wydarzeniami i dołożyłem do tego cygański klimat. Ma melancholijną melodię, ale mroczny klimat. Tak jak filmy Felliniego.
Reklama
Od początku miałeś plan, żeby "Volatile Times" była przekorna w stosunku do twoich aktualnych emocji?
Reklama
Tak jak przy każdej z dotychczasowych płyt efekt końcowy nie był taki, jaki planowałem na początku. U mnie zawsze koncepcja zmienia się w trakcie tworzenia. To taka podróż terapeutyczna, podczas której poznaję siebie. Lubię tak pracować, ale jest to możliwe tylko solo – kiedy nikt nie podważa twojego poczucia wartości. Nie dyskutujesz o wątpliwościach.
Mieszasz melancholię z rockową agresją, kameralny klimat z industrialnymi bitami. Skąd u ciebie syndrom dr. Jeckylla i mr. Hyde’a?
Zawsze miałem dwie strony: wrażliwą i agresywną. Mam to po matce, która w tym sensie również była schizofreniczką. Przez większą część mojego dzieciństwa była bardzo chora. Miała napady płaczu na przemian z atakami agresji. Z jednej strony – bardzo religijna, z drugiej wściekła na otaczający świat. Szybko przejąłem od niej tę agresję. Kiedy byłem mały, potrafiłem być agresywny nawet wobec siebie, także fizycznie. Teraz mi przeszło. Przeniosłem to na muzykę.



Na swoim blogu napisałeś, że "Volatile Times" jest dla ciebie przełomowa. W jakim sensie?
Po prostu jestem bardziej świadomy, przekonany o tym, co chcę napisać i powiedzieć. Co mi się podoba, a co nie. Myślę, że do tej pory nie potrafiłem tego tak dobrze zdefiniować.
Album nagrywałeś w studiu w Berlinie. Jak to miasto wpływa na twoją muzykę?
Tak naprawdę studio mam w okolicach Berlina, w opuszczonej fabryce. To takie artystyczne miejsce, gdzie nagrywałem, ale też nakręciłem teledysk. Samo miasto daje więcej spokoju, artystycznej wolności niż na przykład Londyn, skąd uciekłem kilka lat temu. Berlin jest stosunkowo tani, a ludzie nie wywierają presji na ciebie, żebyś zrobił coś wyjątkowego. Ma trochę hipisowski klimat. Niestety to się zmienia, bo do miasta wkraczają coraz większe pieniądze.
W Polsce koncertowałeś już wielokrotnie i w różnych miejscach, m.in. na Off Festiwalu, gdzie króluje muzyka gitarowa, i na gotyckiej imprezie Castle Party w Bolkowie. Jest jakaś impreza gatunkowa, do której IAMX nie pasuje?
Myślę, że jestem w stanie dopasować set do różnych festiwali. Możemy zagrać rockowo, ale możemy przygotować też set, który będzie pasował na dance’ową imprezę. IAMX to bardzo adoptowalny, elastyczny projekt. Nie znaczy to jednak, że trafiamy do przypadkowych miejsc. Jesteśmy poza głównym nurtem show-biznesu, więc to my wybieramy, gdzie chcemy grać. Jeździmy tam, gdzie są nasi fani. Cieszy nas, że tak dużo ich mamy w Polsce.
Śpiewasz, grasz na różnych instrumentach, jesteś producentem, realizujesz wideoklipy. Jest coś, czego nie robisz w IAMX?
W pracy nad nową płytą zorientowałem się, że dochodzę do punktu, w którym zaczynam robić mniej. Chyba doszedłem do limitu swoich możliwości. Jestem na przykład bardzo słabym inżynierem, nie mam cierpliwości w studiu. Zresztą techniczne aspekty nagrywania były dla mnie zawsze trudne. Więc powoli odchodzę od konsoli z pokrętłami i suwakami.
Wygląda jednak na to, że do tej pory udawało ci się to ukryć. Czym nas w takim razie jeszcze zaskoczysz?
Ostatnio zacząłem malować, ale na razie jestem w tym straszny, więc nie wiem, czy kiedykolwiek coś pokażę. Możliwe, że ogłoszę na tym polu porażkę i odstawię pędzle. Jednak wciąż próbuję.