Uderzające o siebie żarówki, przesuwane krzesło, wyginany śrubokręt – m.in. z takich dźwięków złożył swoją muzykę, zresztą nie po raz pierwszy. Jego siódmy album "Isam" to – jak twierdzi Tobin – dźwiękowa rzeźba. Z naturalnych odgłosów przez skonstruowaną przez siebie maszynę do obróbki dźwięku złożył w studiu jeden z najlepszych elektronicznych albumów roku. Mało tego, powstała też instalacja inspirowana płytą Amona i angielskiej artystki Tessy Farmer. Tobin materiał zaprezentuje podczas festiwalu Tauron Nowa Muzyka w Katowicach w sierpniu.
"Isam" jest mniej monumentalny niż poprzednie płyty Tobina – Brytyjczyka, którego korzenie sięgają Brazylii – regularna "Foley Room" czy ścieżka dźwiękowa do trzeciej części gry komputerowej "Splinter Cell". Już od pierwszego numeru – "Journeyman" – wiadomo, że podróż przez teren wyrzeźbiony przez Amona nie będzie łatwa. Połamane dźwięki, raz urywane, raz niepokojąco rozciągnięte, brzmią jak wzięte z opuszczonych terenów świata "Łowcy androidów". Momentami przez tę plątaninę przedzierają się jednak melodyjne odgłosy, czasem przypominające gitarę, czasem cymbałki. Tak jest do końca.
W "Goto 10" – kojarzącym się z fragmentami słynnego "Window Licker" Apheksa Twina – industrialne zimne bity podkręcają klubowy rytm i rytmiczny wokal. "Surge" to ballada sprawiająca wrażenie jakby zagranej na zepsutych gaźnikach z wplecionymi dźwiękami jak z klasycznej gry komputerowej "Boulder Dash". "Lost & Found" czaruje delikatną akustyczną gitarą, podbijaną mrocznym beatem. A "Calculate" wygląda na ostrą zabawę dźwiękami pierwszych kalkulatorów, której towarzyszą symfoniczne breaki. Wreszcie ostatni numer "Dropped from the Sky" to już odjazd Amona, który chyba chciał wcisnąć wszystkie możliwe guziki na swoich instrumentach. Kręci, zawija dźwięki, miesza, ale oczywiście trzyma je w ryzach jednej melodii.



Reklama
To nie jest łatwa płyta. Może wydawać się za długa – 12 pokręconych numerów to jednak wyzwanie dla słuchacza. Ale szkoda by było wyrzucić którykolwiek z nich. Albo więc wejdziesz w świat Amona do końca, albo porzucisz go. Tobin zresztą zdaje sobie sprawę, że jego postrzeganie muzyki znacznie wykracza poza standardową percepcję dźwięków przez innych. Jak mówił "Kulturze": "Dla mnie często atrakcyjna jest tylko pewna część dźwięku. A to dlatego, że tworzę poszczególne elementy utworu z warstw. Na przykład kiedy chcę zrobić jakiś ciekawy bas, to biorę górne pasmo dźwięku wydawanego przez rój pszczół, ale dolne pasmo tego basu zapożyczam z odgłosu ryczącego silnika. Łączę je ze sobą i przetwarzam, aż otrzymam pożądane brzmienie. Świat pełen jest fragmentów mojej nowej płyty".
Reklama
Jego schizma dźwiękowa spodobała się już w 1996 roku, kiedy zaprezentował ją na płycie "Adventures in Foam", wydanej pod pseudonimem Cujo. Zachwycił nią legendarną Ninja Tune i od tej pory stał się jej ambasadorem. Kolejnymi płytami "Bricolage" i "Permutations", na których eksperymentował m.in. z jungle i jazzem, zapracował na określenie Milesa Davisa muzyki elektronicznej. To przyciągnęło do niego m.in. Mike’a Pattona, który zaprosił go do swojego projektu Peeping Tom.
Na "Isam" Tobin co prawda nie pokazuje jazzowych zapędów jak na znakomitej płycie "Permutations" ani melodyki z projektu z liderem Faith No More czy mariażu z wokalami, jakim czarował przez chwilę w duecie Two Fingers. Czaruje za to przestrzennością, której zapewne poduczył się trochę tworzeniem podkładów do gier i filmów oraz pozornym, mrocznym bezwładem. Szkoda, że Amon Tobin zapowiedział niedawno, że "Isam" to jego ostatnia płyta.
AMON TOBIN | Isam | Ninja Tune