Zdobywca Oscara za "Szalone serce" należy do szerokiej rzeszy aktorów spełniających się zarówno przed kamerą, jak i mikrofonem. Płyty różnych gatunków i różnej jakości mają na swoim koncie chociażby Hugh Laurie, Kevin Costner, Steven Seagal, Jared Leto i Scarlett Johansson. Jeff Bridges nie wymyślił sobie jednak bycia muzykiem po odebraniu statuetki Akademii za rolę grajka. Z muzyką jest blisko przynajmniej tak długo jak z aktorstwem. "Jeff Bridges" to jego druga płyta. 11 lat temu w założonej wraz z kompozytorem Michaelem McDonaldem wytwórni Ramp Records debiutował albumem "Be Here Soon" – mieszanką bluesa, country, folku i reggae.

Reklama
EMI Music

Już jako nastolatek Jeff komponował piosenki w rodzinnym LA. Jedną z nich, "Lost in Space", wykorzystał nawet sam Quincy Jones do soundtracku filmu "John i Mary" Petera Yatesa. W 1989 roku dał się poznać wokalnie szerszej publiczności, śpiewając i występując w obrazie "Wspaniali bracia Baker", w którym zagrał u boku swojego brata Beau. Dwa lata temu swoim country mruczeniem zachwycił w "Szalonym sercu". Muzykę do tego filmu przygotował ze swoim wieloletnim przyjacielem kompozytorem, producentem, wielokrotnym zdobywcą Grammy T-Bone Burnettem. Z nim nagrał również album "Jeff Bridges". Ta płyta różni się od "Be Here Soon". Jest bardziej jednostajna, poukładana, skupiona na country i bluesie. Przez to niestety mniej zaskakująca. Brakuje tu chociażby takich ciekawych momentów, jak reggae’owe "Movin’" z debiutanckiego krążka.



Otwierający album "What A Little Bit of Love Can Do" mógłby znaleźć się na ścieżce do "Szalonego serca". Powiązanie z tym filmem nie jest przypadkowe, bo ten country-rockowy numer Jeff nagrał ze współautorem muzyki do tego obrazu Ryanem Binghamem. Kolejny kawałek "Falling Short" to jedna z autorskich kompozycji Bridgesa. Liryczna, niestety lekko rozmemłana ballada. Dużo lepsze jest "Everything But Love". Jeff śpiewa go na zmianę z Roseanne Cash, córką Johnny’ego. Czyste country, którego nie powstydziłby się sam Man in Black. Później płyta się niestety rozmywa. Gitarowe riffy Jeffa i Marca Ribota plus wokal aktora, mruczącego niemal równie niewyraźnie jak w "Prawdziwym męstwie" braci Coen, usypiają. Na szczęście dwa ostatnie numery pobudzają na nowo, mimo że to ballady. W "Either Way" Jeffowi towarzyszy Sam Phillips. Ich opowieść o miłości brzmi jak rockowe przytulasy z początku lat 80. Album "Koleś" kończy rytmicznym, countrowym "The Quest", w którym śpiewa "skończyłem, wreszcie mogę wrócić na swój tor".

Reklama
EMI Music

Jeff Bridges | Jeff Bridges | Blue Note