Ostatniego dnia festiwalu Doda pojawiła się na konferencji prasowej i pokusiła się o podsumowanie muzycznego wydarzenia, w którym z resztą sama żywo brała udział.

"Jak zobaczyłam Norah Jones w kucyku, w koszulce w kropki - ja tak chodzę do sklepu po bułki - to się załamałam. Totalny zlew na polską publiczność. Zero makijażu, jakieś zaskórniki, wągry. Rozciapierzone włosy, beznadziejny strój. Tak mnie to wkurza. A Mel C, która wystąpiła jakiś czas temu w Sopocie w złotym bolerku, w tym samym bolerku była na następnym koncercie w Polsce - więc pewnie ma jeden strój przewidziany dla polskiej publiczności i myśli, że my się będziemy tym ekscytować. Totalna żenada" - wylała z siebie żale Doda.

Reklama

Komentując swój występ na sopockim festiwalu już nie była taka surowa: "Były różne propozycje prowadzenia tego festiwalu przeze mnie. Ponieważ jestem raptusem i w gorącej wodzie kąpana, chciałam sobie wszystko przemysleć i poukładać i powiedzieć ładnie z karteczki. Ale kilka dni wcześniej pomyślałam, że mam to gdzieś i zrobię to po prostu z głowy, no i tak zrobiłam. Tym bardziej, że Madzia (Mołek - przyp. red.) waliła z karteczki".