Spadaj! Grałem w Nirvanie, najważniejszym zespole lat 90.! - śmieje się Grohl. - To taki dowcip, który robię od czasu do czasu, żeby sprawdzić reakcję ludzi - żartuje. Rzeczywiście, w wywiadach muzyk wciąż jest pytany o Kurta Cobaina. Zdarzyło się nawet, że japoński dziennikarz popłakał się, kiedy z jego ust usłyszał przypadkowo wypowiedziane słowo "nevermind" (tytuł najsłynniejszego albumu Nirvany znaczący tyle co "nieważne").

Ale Grohl nie jest typem rockmana, który żyje wyłącznie własnym mitem. Wręcz przeciwnie, niedawno zaczął go nawet obalać i z właściwą sobie przekorą przyznał w wywiadzie, że Cobain był wiecznie niezadowolony z jego gry.

Równie zaskakujące dla starych fanów Nirvany mogą być jego ostatnie albumy nagrane z Foo Fighters. Po dwupłytowym "In Your Honor" (2005) nagranym pół elektrycznie i pół akustycznie z takimi gośćmi jak Norah Jones i John Paul Jones z Led Zeppelin można się było spodziewać wszystkiego. Najnowsze wydawnictwo "Echoes, Silence, Patience And Grace" co prawda promuje energiczny singiel "The Pretender" z typowym, pełnym emocji wykrzyczanym refrenem, ale obok piosenek z mocnymi riffami nie brakuje też miejsca na spokojne, bardziej osobiste "Stranger Things Have Happened" czy "Home" - pierwszy utwór Foo zagrany na fortepianie! To z pewnością najdojrzalsze i najbardziej różnorodne dzieło w dorobku Grohla, co nie powinno dziwić. W końcu sam Grohl jest teraz dobijającym czterdziestki statecznym ojcem. Z dumą opowiada w wywiadach: - Wstaję codziennie o szóstej i czekam, aż obudzi się Violet. Potem ubieram ją, karmię, idziemy na spacer albo czytamy książki. Następnie jadę do studia, nagrywam najlepszą płytę na świecie i wracam położyć córkę spać.

To właśnie za sprawą dyscypliny i pogody ducha Dave zapracował na miano najprzyjemniejszego i najbardziej pracowitego człowieka w rockowym biznesie, który nie musi powoływać się na grunge’ową przeszłość. Tuż po śmierci Cobaina nagrał pierwszy album Foo Fighters. Już wówczas okazało się, że równie dobrze jak z perkusją radzi sobie z gitarą, śpiewaniem i komponowaniem. Bardzo szybko wyzwolił się też z jarzma muzyka grunge’owego znającego tylko trzy akordy, pokazując, że sam potrafi pisać przeboje, które świetnie radzą sobie w MTV. Nic dziwnego, że współpracę proponowali mu tak różni artyści jak Queen, Cat Power, Nine Inch Nails czy Queens Of The Stone Age. - Mało rozmawialiśmy o muzyce, po prostu graliśmy - wspomina sesję z ostatnią z tych grup. - To było jak doskonały seks, jak numerek z najgorętszą gwiazdą porno.

Jak widać Grohl dojrzał, ale nie zdziadział. Wciąż jest rockmanem z krwi i kości, co udowodnił dwa tygodnie temu po ceremonii MTV Video Music Award na koncercie Foo Fighters. Oprócz własnych utworów, razem z gośćmi m.in. z Queens Of The Stone Age, System Of A Down oraz Motorhead, zagrał nieśmiertelne covery "Ace Of Spades" Motorhead i "Holiday In Cambodia" Dead Kennedys. I było to najmocniejsze wydarzenie tego wieczoru. Zdecydowanie mocniejsze niż comeback Britney Spears i bijatyka Kid Rocka z Tommym Lee.
Jacek Skolimowski

Foo Fighters
"Echoes, Silence, Patience And Grace"
pięć gwiazdek
RCA/Sony BMG













Reklama