Rozmawiamy w momencie, gdy jeszcze jesteście w trasie ze Slayerem i Marilynem Mansonem. Jak wasz nowy materiał przyjmuje amerykańska publiczność? Czujecie presję związaną z premierą nowego albumu w Stanach?

Adam „Nergal” Darski: Czujemy rosnące ciśnienie i towarzyszącą temu ekscytację. Premiera płyty już za kilka dni, a zainteresowanie jest ogromne. Odbiór nowego numeru „Ov Fire and the Void” na naszych amerykańskich koncertach pozwala przypuszczać, że materiał się spodoba. Płyty jeszcze nie ma na rynku, a ludzie już śpiewają tekst i doskonale rozpoznają ten utwór. To na pewno dobry sygnał. Zobaczymy, co dalej...

Reklama

To chyba nie przypadek, że w czasie premiery płyty gracie akurat w Stanach. Masz nadzieję, że seria koncertów pomoże w lepszym wypromowaniu „Evangelion” za oceanem?

Mimo stosunkowo krótkiego, bo zaledwie trzydziestominutowego programu, jaki gramy podczas tych letnich koncertów, codziennie rozmawiamy z mediami, bierzemy udział w spotkaniach z fanami, jesteśmy skoncentrowani przede wszystkim na promocji płyty. Traktujemy tę trasę jako doskonały marketing i promocję, ale też formę rozgrzewki przed konkretnym tournee, które czeka nas tej jesieni. Po powrocie gramy jeden koncert w Izraelu, następnie seria w kraju, a chwilę potem ponadmiesięczna runda po Europie. Stworzyliśmy wspaniały fundament pod wydanie „Evangelion”, a teraz czekamy na efekty tej pracy.

Reklama

p

Do pracy nad płytą zatrudniliście znakomitych specjalistów: Colina Richardsona i Daniela Bergstranda.

Współpraca z nimi przebiegała doskonale. Bergstrand współprodukował nasze dwa poprzednie krążki, tym razem zajął się jedynie produkcją perkusji. Colin Richardson jest legendą w swoim fachu. Robił płyty Slipknot czy Machine Head. Jego zasługi dla muzyki metalowej uczyniły z niego postać numer jeden w swojej dziedzinie. Dzięki tej współpracy osiągnęliśmy naprawdę wysoki poziom produkcyjny i jakościowy. Nigdy wcześniej Behemoth nie brzmiał tak światowo.

Reklama

Słowem, szykujecie się na podbój listy „Billboardu”...

Decyzja o tym, czy trafimy na „Billboard” lub czy utwory staną się przebojami należy do fanów, a nie do nas. To oni kupują płyty, to oni decydują, który utwór staje się klasykiem, a który zostaje zapomniany. Mamy świadomość tego, że „Evangelion” to produkt bardzo wysokiej jakości. Osobiście wierzę w sukces artystyczny i komercyjny naszej nowej płyty.



Nowa płyta to kolejny dowód na to, że nie boicie się eksperymentów. Na poprzednim krążku zagrał z wami Leszek Możdżer, teraz gościnnie wystąpił Maciej Maleńczuk.

„Evangelion” na nowo zdefiniował to, kim jesteśmy jako zespół. Sporo kosztowało mnie skomponowanie całego materiału i ogarniecie tego projektu. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie wejścia do studia za rok czy nawet dwa lata, dlatego zbyt wcześnie, by mówić o jakichkolwiek planach. Czuję, że ten album będzie wymagał kilkuletniej, zmasowanej promocji i zdecydowanie większego nakładu sił niż dotychczasowe przedsięwzięcia. Mamy świadomość potencjału „Evangelion” i zamierzamy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby ten album trwale zaznaczył naszą obecność na światowej scenie muzycznej. Co do udziału Maleńczuka, to mam tylko i wyłącznie pozytywne wspomnienia. Kiedy zaproponowaliśmy mu udział w tym utworze, jego reakcja była natychmiastowa i pozytywna oczywiście. Jego głos nadal „Lucyferowi” wyjątkowego, mistycznego charakteru. Osobiście uwielbiam ten numer.

Swoją drogą, skomponowałeś go do wiersza Tadeusza Micińskiego. Co cię skłoniło do sięgnięcia po jego poezję?

Na kilka miesięcy przed wejściem do studia postanowiłem odświeżyć swoją pamięć o Micińskim, bez jakiegoś konkretnego celu czy zamiaru. Kupiłem przez internet kilka tomów jego poezji i kiedy otworzyłem jeden z nich, od razu zwróciłem uwagę na jeden tylko wers: „...i podążały za nimi mroczne hordy Nergala, boga piekieł”. Odczytałem to jako znak (śmiech). Myślałem o tym intensywnie przez kilka kolejnych dni, a w głowie kiełkował pomysł użycia któregoś z wierszy tego poety. Chwilę później Krzysztof Azarewicz, który jest odpowiedzialny za część naszych tekstów, podesłał mi słowa do „Lucyfera”. Wiedziałem, że to jest to. Na dwa tygodnie przed wejściem do studia, w bardzo spontaniczny sposób powstała muzyka do tego utworu. Zbudowanie podstawowej struktury zajęło nam może kilka godzin. Później z klasycznego 4-, 5-minutowego kawałka rozrósł się do ośmiu minut! To prawdziwy epicki potwór.

Czy to ukłon w stronę innych słuchaczy, których trzeba przekonywać, że metal może być ambitny?

Nie zależy mi na niczym innym, jak tylko na zaspokajaniu własnej artystycznej ambicji. Naszym celem nie jest próba spodobania się słuchaczom. Chcemy w jak najbardziej szczery sposób urzeczywistnić nasza wizję, używając do tego dowolnych narzędzi. W tym przypadku było to sięgnięcie do młodopolskiej poezji.

Ale nie tylko – w książeczce do płyty cytujesz Sartre’a, Geneta i Prousta. Niezbyt często spotyka się podobne inspiracje w tej muzyce.

Dużo czytałem przed i podczas pracy nad płytą. Do napisania otwierającego ją utworu „Daimonos” zainspirowały mnie „Narodziny Tragedii” Nietzschego, jego pierwsza filozoficzna rozprawa. Nad większością utworów unosił się też duch Dionizosa, ekstatycznego boga chaosu... To spowodowało, że w utworach sięgnęliśmy do spuścizny helleńskiej. To właśnie Grecja jest kolebką prawdziwej europejskiej kultury. Odnoszenie się do kultury starożytnej Grecji czy przedchrześcijańskiego Rzymu jest dla mnie odruchem bardzo naturalnym. Są one bowiem doskonałym, bardzo bogatym źródłem wiedzy o człowieku.



Świadomie odrzucasz tradycję judeochrześcijańską, ale czy nie uważasz, że takie gesty mają coraz mniejsze znaczenie? Ludzie zajmują się raczej innymi problemami...

Laicyzacja Europy jest procesem już trwającym i nieodwracalnym, jednak potrzeba walki z zacietrzewieniem i zabobonem jest w naszej twórczości podyktowana wyłącznie potrzebą, a nie koniunkturą. Zawsze otwarcie mówię o swoim negatywnym stanowisku wobec wszelkich form zinstytucjonalizowanej religii. Religia jako taka jest współczesną formą niewolnictwa, feudalizmu, zależności od jakiejś siły wyższej. Ja jednak nie rozumiem ludzkiej potrzeby podporządkowania się czemukolwiek lub komukolwiek. Uważam, że inteligencja i potencjał czynią z nas stworzenia zdolne do kreowania własnego życia w taki sposób, jaki nam się tylko podoba. Nie wierzę zatem w uniwersalne systemy wartości, święte księgi i proroków. Wierzę natomiast w zdrowy rozsądek, wolną wolę i autonomię jednostki.

A nie irytuje cię, że nagle stałeś się bohaterem brukowców? Że paparazzi czyhają teraz na każdy moment twojej prywatności? Nagle pojawiłeś się w pismach typu „CKM” czy „Party”, a o Nergalu słyszała każda pani domu w Polsce.

„CKM” zrobił ze mną wywiad już parę lat temu, zanim zainteresowały się mną brukowce. Sytuacje, o których mówisz, owszem, bywają strasznie frustrujące, ale jest to cena, którą płacę za bycie z osobą, z którą pragnę spędzać czas. Rzeczywiście, luksusem jest każda chwila, której nie towarzyszy natręt z aparatem, ale cóż mogę zrobić? Wszedłem w nową relację z pełną świadomością jej konsekwencji... Nie miałem jednak pojęcia, że siła rażenia tego typu mediów jest tak ogromna.