Rzecz miała miejsce podczas koncertu Brytyjczyka w jednym z klubów Buenos Aires. Poza przebraniem towarzyszących mu muzyków w wiele mówiące koszulki, Morrisey nie omieszkał wypowiedzieć się w kwestii sporu o Falklandy pomiędzy swoją ojczyzną, a Argentyną. – Falklandy należą do tego kraju, a nie do Wielkiej Brytaniii – oświadczył ze sceny.

Reklama

Steven Patrick Morrissey prowokował już wielokrotnie. Głośnym echem odbiły się jego słowa na temat tragedii w Norwegii, która – jak twierdzi – wcale nie była tak wielka. – Żyjemy w świecie zabójców, co pokazują ataki w Norwegii – tłumaczy Morrissey. – 97 ofiar. To jednak nic w porównaniu z tym, co dzieje się na co dzień w McDonald's i KFC. Artysta, któremu brytyjski odłam organizacji PETA przyznał tytuł "Człowieka roku", nie chciał dalej komentować swej wypowiedzi, twierdząc, że wyraził się jasno.

Szokować lubi nawet swoich fanów. W połowie koncertu na ubiegłorocznym festiwalu Glastonbury lider legendarnego The Smiths powiedział do widzów: – Postaram się śpiewać najszybciej, jak umiem, wiem, że czekacie na występ U2. Podczas innego występu w Hamburgu artysta bawił się w wymyślanie nazw mieszkańców miasta. Jeden z fanów poczuł się urażony określeniem "Hamburger", więc zrewanżował się krótkim "spier...". Morrissey odszukał go w klubie i wyrzucił z sali.