Amerykańska kapela, przez wielu kojarzona z subkulturą emo, rozpadła się po 12 latach grania. W bardzo długim i pełnym dygresji liście do sympatyków MCR, Way starał się wyjaśnić, dlaczego kapela nie może już dalej istnieć. – Obudziłem się dziś rano wciąż śniąc, nie byłem do końca świadomy, co się dzieje – pisze Gerard Way. – Ogarnął mnie wielki smutek, zdałem sobie sprawę, że to koniec My Chemical Romance.

Reklama

W dalszej części wspomina o żonie Lindsey, córce Bandit i ich wspólnym życiu z dala od depresji i nałogów (z czym muzyk miał problemy na początku kariery). – My Chemical Romance było spektakularne – dodaje frontman. – Jednak wszystko to, co uczyniło nas wielkimi, doprowadziło nas do końca.

Artysta wyjaśnił, że zaczął powracać do dawnych przyzwyczajeń, nie komponował, nie słuchał muzyki, więc stwierdził, że trzeba zakończyć przygodę z My Chemical Romance. Zdementował także plotki, jakoby rozłam zespołu był spowodowany problemami rodzinnymi jego brata i basisty kapeli – Mikey'ego Waya. Na koniec przypomniał fanom, że rozpad kapeli nie oznacza, że muzyka MCR zniknie na zawsze. – To koniec My Chemical Romance – pisze Way. – Ale muzyka nigdy nie umrze. Żyje we mnie, w chłopakach z zespołu i w was.