Marcin Cichoński: Jak się czujesz przed takim koncertem? Grałaś kiedyś dla pół miliona ludzi?
Tarja Turunen:
O mój Boże… To mnóstwo ludzi, chyba nie jestem sobie w stanie tego wyobrazić. Jak na razie największy tłum, przed jakim zagrałam, to było 242 tysiące ludzi, i to było niezwykłe. Kiedy wyszłam na scenę i spojrzałam przed siebie, nie mogłam dostrzec, gdzie się ten tłum kończy. To niezwykłe przeżycie, ale i trudne doświadczenie. Nie jesteś w stanie zrozumieć całego tłumu. Musisz się po prostu skupić na graniu. To jeden z takich eventów, którego nie będziesz w stanie zapomnieć.

Reklama

Na pewno koncert na Przystanku Woodstock będzie wyjątkowy. Jestem w trasie koncertowej, mam najlepszy czas w życiu - wszystko składa się na to, że to będzie niezwykły show. W sierpniu do sprzedaży trafia moja nowa płyta „The Shadow Self”, w czerwcu ukazał się jej prequel „The Brightest Void”… Na pewno na Woodstock zaprezentuję część materiału z nowej, sierpniowej płyty. Jestem pewna, że to będzie fantastyczny czas dla mnie i widzów. Bo wiem, że mam dużo lojalnych fanów w Polsce i oni na pewno będą na koncercie.

To brzmi jak szalony pomysł - Tarja i Apocalyptica na jednym festiwalu. Dwóch wielkich wykonawców z Finlandii, dwóch takich, którzy łączą bardzo odległe światy.
To świetne i fantastyczne. Jestem z tego, że oni zrobili taką karierę, bardzo dumna.

Musi być coś niezwykłego w waszej edukacji, że bez problemu łączycie te dwa światy.
Moi nauczyciele, którzy wprowadzali mnie w świat śpiewania klasycznego, a którym jestem bardzo wdzięczna, nigdy nie mówili mi, że świat pop czy rock jest czymś gorszym. I oni wspierali mnie nie tylko podczas moich studiów, ale także podczas mojej kariery. A przecież nie śpiewałam tak, jak mnie uczyli - grałam rocka i metal! Ale kiedykolwiek robiłam coś, co wielu wydawało się dziwne, oni mnie wspierali i pomagali. I ufali mi. Co nie oznacza, że w szkole nie musiałam wykonać normalnego, zwyczajnego programu edukacji.

Reklama

Od moich nauczycieli nauczyłam się, że nieważne, czy śpiewasz repertuar klasyczny, czy rockowy - ważne jest to, jak wykorzystujesz głos, jak o niego dbasz. Ważne jest, by dobrze wykonać pracę - to kluczowa sprawa dla mnie. Z moją nauczycielką widuję się teraz mniej więcej dwa razy w roku. I ona razi mi, co i jak powinnam robić, śpiewając rocka, bo wie, że z kolei ja zawsze byłam otwarta na to, by wciąż się uczyć.

Oczywiście - zdarzają się osoby, które krytykują moje podejście, mieszanie światów. Ale trzeba się skupić na wykonywaniu własnej pracy, nie na oglądaniu się na innych. Wszystkim, którzy nie potrafią tego zrozumieć, mówię, że moja prawa ręka to rock, a lewa to klasyka. Nie umiem żyć bez którejkolwiek z nich.

I jeszcze jedno - granie rocka to bardzo, ale to bardzo ciężka praca. Talent, autentyczność - to wszystko jest ważne, ale nie osiągniesz na tej scenie nic bez bardzo ciężkiej pracy.

Media
Reklama

Twoja nowa płyta może być sporym zaskoczeniem. Wygląda na to, że pracowałaś nad nią przez naprawdę długi czas.
Tak, to prawda, ale działo się tak też dlatego, że bardzo długo byłam w trasie. Zarówno z mym repertuarem klasycznym, jak i tym ostrzejszym. Poza tym zaangażowałam się w produkcje telewizyjne - jestem, jak wiesz, bardzo zajętą osobą. A oprócz tego jestem świadomą mamą - a to też zabiera trochę czasu.

Ta płyta była wyzwaniem - a ja lubię podejmować wyzwania. To był długi proces, ale wszystko, co się działo, było naturale, niewymuszone. Zdałam sobie sprawę, że jako artystka czuję się bardzo pewnie i jestem bardzo świadoma tego, co robię. Wreszcie poczułam prawdziwą wolność, która przełożyła się na to, że byłam bardzo kreatywna. I kiedy zbierałam się do podsumowania mej pracy, okazało się, że mam bardzo dużo ładnych melodii. I zadałam sobie pytanie: co z tymi dobrymi piosenkami zrobić? Nie chciałam marnować ich na np. strony "b" singli albo jakieś bonusy, bo to był pełnoprawny, świetny materiał. Poszłam więc do ludzi z wytwórni i zapytałam, czy mogę mieć płytę, która zapowiada płytę - czyli prequel. A nazwa prequel nie pojawiła się przypadkiem - jestem wielką fanką filmu i muzyki filmowej. I tak w czerwcu ukazał się „The Brightest Void” z nagraniami, które były dla mnie istotne.

Ta płyta zawiera niespodzianki - myślę, że dla wielu osób jedną z nich będzie twoja wersja bondowskiego „Goldfinger”. Orkiestracja połączona z ładną, klasycznie rozrywkową melodią – pewnie czułaś się jak ryba w wodzie…
Zawsze uwielbiałam wsłuchiwać się w filmie w brzmienie muzyki. Jeszcze wcześniej słuchałam dużo muzyki klasycznej, bo ona pojawiła się u mnie przed rockiem czy metalem. Wszystko się pozmieniało, byłam członkiem zespołu metalowego, teraz jestem jeszcze gdzie indziej.

"Goldfingera" wykonywałam po praz pierwszy jakieś sześć-siedem lat temu na potrzeby programu telewizyjnego. I uwierz - to nawet dla kogoś wyedukowanego muzycznie trudna, bardzo trudna piosenka do zaśpiewania. Ale w ubiegłym roku wraz z moim zespołem byłam w Ameryce Południowej i siedliśmy, i spróbowaliśmy to zagrać. I mieliśmy z tego naprawdę dużo radości. Pobawiliśmy się aranżacją, by nagranie brzmiało ciężej. I właśnie tam, w Argentynie, nagraliśmy tę wersję. Oczywiście fajnie było zrobić to po swojemu, ale pamiętajmy - oryginał jest wielki.

Trwa ładowanie wpisu

Grasz mnóstwo koncertów, udzielasz się w programach telewizyjnych, jesteś żoną i mamą. Masz jakiś czas dla siebie?
(śmiech) Tak, ale muszę przyznać, że w organizowaniu sobie czasu jestem mistrzynią, choć ostatnie dwa lata były bardzo wyczerpujące, bardzo dużo pracowałam. Teraz będzie się to musiało zmienić. Moja córka w lipcu skończy cztery lata i po wakacjach pójdzie do szkoły. Do tej pory - odkąd się urodziła - wszędzie jeździła ze mną. Teraz mój mąż i menadżer w jednym zostanie z nią w domu.

Jak to jest z rozumieniem sławy u takiej małej istoty? Czy ona ma świadomość, co jej mama robi? Wie, że mama jest gwiazdą, której muzyka znaczy coś dla ludzi?
Zaczyna to rozumieć. Wie, że mam fanów i wie, co znaczy słowo "fan". Tak, tak – ten człowiek, co krzyczy za mamą, to fan. Ale czasem pyta: dlaczego oni tak głośno krzyczą? Bardzo fajne jest to, że ona zawsze czeka na mnie po koncercie na backstage’u.

Ale jak mówiłam - to wszystko się niestety zmieni. I pewnie mama będzie teraz wyjeżdżała w krótsze trasy koncertowe. Nie wyobrażam sobie, żeby opuszczać dom na długie miesiące - będę bardzo tęskniła, potrzebuję mojej rodziny. Podróże sprawiły, że moja dziewczynka to obieżyświat - dzięki temu jest bardzo otwarta na świat, na różne kultury. Mówi w trzech językach…

Co? Czterolatka w trzech językach?
No tak - po fińsku po mamie, po hiszpańsku po tacie i dodatkowo po angielsku. To małe, szczęśliwe stworzonko - gdziekolwiek się pojawi, chce wszystko poznawać. Nie ma żadnych barier - ludzie mówiący w innych językach, wyglądający inaczej to dla niej nie przeszkoda.

To prawda, że jesteś zakręcona na punkcie piłki nożnej?
Oj, tak - mieć męża z Argentyny i nie interesować się piłką to grzech. To mogłoby zrujnować nasz związek (śmiech). Jeśli chodzi o Europę, jestem fanką FC Barcelony, w Argentynie San Lorenzo - obydwa mają niebiesko-czerwone barwy. Uwielbiam chodzić na stadiony, to jest zabawa. Zabrałam raz ze sobą moją córeczkę, która miała wtedy trzy lata. Była tam taka szczęśliwa, jakby stadion piłkarski był najlepszym miejscem dla małych dziewczynek.

Kiedy nadchodzi taki moment, że nagrywasz płytę, wychodzisz na nowo do publiczności - na czym się koncentrujesz?
Nie chcę się powtarzać, zawsze chcę odnowić swój wizerunek. Chcę szokować moją publiczność. I zawsze chcę sprawdzać, czy nie da się lepiej. I testuję, czy już wyciągnęłam z mojego ciała, mojego głosu wszystko, co się da. Sprawdzam, co się jeszcze da. I chyba o to chodzi w muzyce i w życiu.