Historia lubi się powtarzać. 42 lata temu Ringo Starr i Paul McCartney niemal równolegle wydali swoje debiutanckie płyty. Wtedy, podobnie jak dziś, Starr wyprzedził o dwa tygodnie kolegę z zespołu. W 1970 roku to on nagrał standardy amerykańskiej piosenki z lat 30. i 40. ("Sentimental Journey"), Macca zaś ("McCartney") próbował udowodnić, że potrafi nie tylko pisać ładne piosenki, lecz także w głębi serca jest rockmanem. Teraz zamienili się rolami.

Reklama

Najnowsza płyta McCartneya "Kisses on the Bottom" to coś w rodzaju spłaty długu, jaki muzyk zaciągnął wiele lat temu. Tytułowa fraza pochodzi bowiem z piosenki "I’m Gonna Sit Right Down and Write Myself a Letter". Stary szlagier Fatsa Wallera jest jedną z 12 coverów piosenek z lat 30. i 40., jakie na swojej nowej płycie zaśpiewał Macca. 50 lat temu dałby się za to poćwiartować. Wiele razy dawał wyraz swojej miłości do starych klimatów, czy to śpiewając "Besame mucho", czy to naśladując budowę i styl amerykańskich standardów w swoich piosenkach ("When I'm 64" czy "You Gave Me the Answer"). Teraz jednak poszedł na całość i nagrał (prawie) całą płytę z coverami. Nie sięgnął po najbardziej znane standardy. Wybrał mniej znane piosenki Irvinga Berlina, Harolda Arlena czy Franka Loessera. I choć wciąż ma stosunkowo wysoki głos, to zaśpiewał je z wyczuciem charakteryzującym największych mistrzów.

Miłością do szlagierów zza wielkiej wody zaraził go ojciec. Te same piosenki jako nastolatek Macca grał i śpiewał z nim w salonie liverpoolskiego domku McCartneyów przy 20 Forthlin Road. Po latach do nich wraca. Tyle że dziś akompaniuje mu jazzowy zespół wokalistki Diany Krall (prywatnie żony jego wielkiego fana i współpracownika Elvisa Costello), a gościnnie wspierają Eric Clapton na gitarze i Stevie Wonder na harmonijce ustnej. I choć sir Paul zapewnia, że nie wyklucza, iż raz jeszcze stanie na jednej scenie z Ringo Starrem, to "Kisses on the Bottom" nie pozostawia złudzeń, że to tylko kurtuazja zabarwiona marketingiem. Na razie nie skorzystał z okazji i do nagrania "Black Black Bird" nie zaprosił ani byłego kumpla z The Beatles, ani jego syna Zaka, mimo iż obaj wcześniej nagrali własne wersje tego szlagieru.

Między covery McCartney wcisnął dwie autorskie kompozycje. "My Valentine" i "Only Our Hearts" brzmią bardzo klasycznie. Pierwsza, dedykowana żonie, brzmi jak wypadkowa "A Very Good Year" Franka Sinatry i "Nature Boy" Nata Kinga Cole'a, druga uwodzi solem Wondera na harmonijce – obie świetnie wkomponowują się w album.

Reklama

Na tle McCartneyowskiej podróży do przeszłości nowy album Ringo Starra brzmi współcześnie, choć niewiele ma wspólnego z tytułowym rokiem 2012. Równie dobrze mógłby zostać nagrany w 1973. Ale też nie ma się czemu dziwić – Ringo nad muzyczne eksperymenty zawsze przedkładał rhythm and bluesa. Jak jego poprzednie 17 płyt, "Ringo 2012" również jest koncept albumem, na którym wszystko, od piosenek po okładkową fotkę z palcami ułożonymi w znak zwycięstwa (to już siódme takie zdjęcie w jego dyskografii), zostało podporządkowane przesłaniu. Sęk w tym, że ta idea od lat ogranicza się do stwierdzenia: "Ringo to jest fajny gość. I młody duchem". A dziś jest to już obietnica bez pokrycia.

W muzycznych peregrynacjach 72-letniemu perkusiście The Beatles towarzyszą: Joe Walsh (The Eagles), Benmont Tench (Tom Petty And The Heartbreakers) oraz Dave Stewart – połowa duetu Eurythmics. I choć w bluesową frazę Starra momentami wplata się rytm reggae ("Wings"), samba ("Samba") czy cover wielkiego idola Bitelsów – Buddy'ego Holly'ego ("Think It Over"), to Ringo cały czas chce uchodzić za jurnego rockmana. Niestety, to tylko poza, czego najlepszym dowodem są autocovery. Starr wśród nowych kawałków przemycił aż dwa odgrzewane kotlety ze swoich starych płyt ("Wings" i "Step Lightly"). Fakt, że na tle pozostałych siedmiu utworów brzmią one najlepiej, nie świadczy dobrze o artystycznej kondycji muzyka. Bo choć płyta z coverami zapowiada emeryturę McCartneya, to w przypadku Starra powtórne nagrywanie własnych piosenek sprzed lat jest dowodem twórczego bankructwa. Szczególnie jeśli to jedyny sposób na zachowanie wiecznej młodości.

Paul McCartney | Kisses on the Bottom | Universal

Ringo Starr | Ringo 2012 | Universal