Gdyby przez chwilę popatrzeć na nich bez dźwięku, trudno byłoby sobie wyobrazić, że to jeden z największych zespołów w historii rocka. Czterech statycznych, ubranych elegancko panów na scenie, popijających napary z kubeczków. Sama scena bez laserów, konfetti, efektów specjalnych. Kiedy jednak usłyszymy, jak grają Jimmy Page, John Paul Jones, Robert Plant i Jason Bonham, syn zmarłego oryginalnego perkusisty Johna Bonhama, to pozostaje tylko klękać i dziękować, że po 27 latach Led Zeppelin zdecydowali się znowu zagrać wspólny koncert.

Reklama

10 grudnia 2007 roku w londyńskiej O2 Arena zagrali koncert pamięci przyjaciela i założyciela wytwórni Atlantic Records, Ahmeta Erteguna. Zeppelini wykonali przekrojowy materiał z całego okresu działalności. Zaczęli "Good Times Bad Times" z debiutu "Led Zeppelin" z 1969 roku. Później wykonali jeszcze m.in. "No Quarter", "Stairway To Heaven", "Kashmir", "Whole Lotta Love" i na koniec "Rock And Roll" z płyty "IV". Jednym z najjaśniejszych punktów koncertu jest jednak cover. Led Zeppelin zagrali bowiem folkowo-bluesowy temat Williego "Blind" Johnsona "In My Time of Dying" z lat 30. poprzedniego wieku. Energię i rockowo-bluesowe umiejętności, jakie pokazali podczas tego kawałka, rozbroją największych fanów.

Koncert w Londynie został sfilmowany w ascetyczny sposób. Przeważają zbliżenia poszczególnych członków kapeli. Wrażenie robi szczególnie Jimmy Page, przeżywający każdy dźwięk, jaki wydobywa się z jego gitary. Ujęcia publiczności, choć znikome, też mają siłę. Hala wypełniona po brzegi faluje i przeżywa każdy numer. Cały zespół ma ze sobą doskonały kontakt na scenie. Stoją bardzo blisko siebie, co chwila na siebie spoglądając i ciesząc się ze wspólnego koncertu.

Oczywiście po tym wydarzeniu fani i organizatorzy zaczęli przekonywać zeppelinów do kolejnych występów. Ale właśnie dlatego londyński koncert na stałe zapisał się w historii muzyki, że był jedyny. I niech tak pozostanie.

Led Zeppelin | Celebration Day | Warner Music

Reklama