Country, o którym mówi Jill, to nie jest granie w stylu Kenny'ego Rogersa, chodzi raczej o prostotę i prawdziwość przekazu, historie wzięte z życia. Jill Scott jest wciąż przesiąknięta soulem, wciąga tylko w niego inne gatunki. Opowiada do tego historie z życia doświadczonej kobiety (rozwód, nowy nieudany związek, dziecko). Jest zmienna i doskonale pokazuje to na "Woman".

Reklama

Album zaczyna spoken word w postaci "Wild Cookie". Dalej jest soulowy popis możliwości jej głębokiego głosu w delikatnej kompozycji "Prepared". Scott ożywia się w "Run Run Run", który spokojnie pasowałby do musicalu. Największe wrażenie robi, śpiewając bujające numery w stylu klasyków pościelowego grania. W ten sposób uwodzi w "Can't Wait" czy "You Don't Know". Jill Scott potrafi też zaskoczyć, jak na przykład w "Say Thank You" z rozbudowanymi gitarami w niemal postrockowym stylu. Na finał artystka proponuje rapowaną balladę z gościnnym udziałem wschodzącej gwiazdy neosoulu, BJ the Chicago Kida. Na "Woman" Jill Scott tak umiejętnie bawi się gatunkami i swoim głosem, raz zmysłowo go przyciszając, by innym razem ostro dać nim sobie pokrzyczeć, że mimo aż szesnastu numerów album się nie dłuży.

Może Jill nie nagra już tak przebojowego materiału jak platynowy debiut "Who Is Jill Scott?" z 2000 roku (choć "Woman" wylądowała na szczycie US Billboard 200), ale na pewno jest niezwykle świadomą i ciekawie poszukującą wokalistką, której głos wciąż uwodzi. We wspomnianym wywiadzie powiedziała: – Po piętnastu latach na scenie, żeby kochać to, co robię, muszę poszukiwać kreatywnych rzeczy, które będą mnie ożywiać. Szukam rzeczy interesujących, ale też prostoty, a to jest najtrudniejsze. Wydaje się, że miss Jill Scott odnalazła to wszystko, pracując nad "Woman". Oby przyjechała z tym materiałem do Polski.

Reklama

Jill Scott | Woman | Warner Music