Artyści odświeżyli swoje podejście do rejestrowania premierowych piosenek i przyniosło to dobre, momentami zaskakujące efekty. Na ich 11. studyjnej płycie "The Gateway" słychać bowiem naleciałości charakterystyczne dla rytmów disco à la Daft Punk, klasycznego rocka w stylu Led Zeppelin czy powiew brit popu. Na szczęście nie pozbyli się przy tym funkowego klimatu i umiejętności pisania dobrych melodii.

Reklama

Największą zmianą RHCP wobec poprzednich albumów była zmiana producenta. Po wielu latach muzycy zrezygnowali ze współpracy z legendarnym Rickiem Rubinem i postawili na już też doświadczonego, niezwykle cenionego Danger Mouse'a (a właściwie Briana Burtona), który ma za sobą pracę z Norah Jones, The Black Keys czy Beckiem, a do tego doskonałe autorskie krążki. Latwo nie było, bo na dzień dobry zapowiedział, żeby muzycy Red Hot Chili Peppers nie pchali się ze swoimi, już napisanymi piosenkami do studia, bo wspólnie przygotują nowe. Mouse był dla nich surowy, wielokrotnie udało mu się postawić na swoim i wyszło to wszystkim na dobre. RHCP zatrudnili jeszcze Nigela Godricha, kojarzonego głównie z dokonaniami z Radiohead, który im "The Gateway" znakomicie zmiksował.

PAP/EPA / DANIEL KARMANN
Reklama

Przez większą część albumu królują spokojne klimaty. Podkręca je charakterystyczny dla zespołu funkowy rytm potęgowany mocnym basem Flei. Będący od kilku lat w zespole gitarzysta Josh Klinghoffer momentami daje popis swoich możliwości (chociażby w "Sick Love"), a Anthony Kiedis bawi się wokalem, raz przypominając Damona Albarna z Blur ("The Hunter"), innym Mike'a Pattona z Faith No More ("Detroit"). Często też spoglądają w przeszłość. "The Ticonderoga" ze zmieniającym się tempem może przypominać dokonania Queen (albo ich współczesne wcielenie w postaci zespołu Muse). Z kolei we wspomnianym już "Detroit" mocne gitarowe riffy powinny spodobać się fanom Led Zeppelin. Na uwagę zasługują również finałowe "Dreams Of A Samurai" z pianinem, chórkami i rozpędzoną szaloną końcówką oraz "Go Robot". To najbardziej zaskakujący numer na tej płycie. Wypływają z niego motywy disco z lat 70., jakby panowie chcieli nagrać bardziej rockowy numer Daft Punk.

Reklama

Red Hot Chili Peppers przekonują, że to ich najlepszy album od wielu lat. Trudno się z tym nie zgodzić. Zróżnicowany, pełen nowych tropów, ale też okraszony retro krążek wpisuje się w ich najciekawsze dokonania. Może brakuje tu singli na miarę "Give It Away" czy "By the Way", a momentami balladowe piosenki nużą ("Encore"), ale RHCP pokazali, że wciąż piszą znakomite piosenki, doprawiając je zakręconym funkiem. Powinny doskonale sprawdzić się na żywo. Okazja, by się o tym przekonać, już nam festiwalu Open'er w Gdyni, na którym wystąpią 30 czerwca 2016 roku.

Red Hot Chili Peppers | The Gateway | Warner

PAP/EPA / DANIEL KARMANN