"To, co dobre", siódmy album solowy w dorobku Andrzeja Piasecznego, z jednej strony jest kontynuacją melancholijnego "Spisu rzeczy ulubionych" z 2009 roku – chociażby za sprawą niepowtarzalnych, wpadających w ucho i chwytających za serce kompozycji Seweryna Krajewskiego. Z drugiej jednak – zgodnie z zapowiedziami – na nowej płycie usłyszeć można będzie "Piaska" w niespotykanym, surowym, wręcz garażowym wydaniu.

Reklama

W poszukiwaniu brzmienia naturalnego i analogowego, Piaseczny odwiedził najpierw Anglię, a potem Stany Zjednoczone. W studiu nagraniowym Waterfront w Hudson, w stanie Nowy Jork trafił pod opiekę Henry'ego Hirscha. Producent znany przede wszystkim ze współpracy z Lennym Kravitzem, ale również Mickiem Jaggerem czy Madonną, nie tylko zadbał o należyte brzmienie materiału, ale też powierzył Polakowi swoje własne piosenki.

– Henry okazał się człowiekiem wyjątkowym, bardzo normalnym facetem. Zawiozłem mu w ramach upominku pakiet płyt wydanych z okazji Roku Chopinowskiego i wiesz, że codziennie, kiedy przychodziliśmy do studia, zastawaliśmy Henry'ego słuchającego Chopina? Do tego gitara, na której nagrywał Kravitz, złote płyty Lenny'ego, historie o Tinie Turner czy Micku Jaggerze. To było jak film – wspomina sesję nagraniową za oceanem Andrzej Piaseczny.