Ostatnio łatwiej spotkać cię na scenie z folkową grupę Carrantouhill niż z zespołem Piersi. Dlaczego?

Bo potrzebuję oddechu. Nie mogę do końca życia brać udziału w burzeniu kolejnych systemów. W sytuacji, kiedy do władzy doszła prawica, zespół Piersi jako grupa, której podstawowym zadaniem była walka z komuną, przestał mieć rację bytu. Nadszedł czas, by zmienić formułę i zacząć budować coś pozytywnego. I nad tym teraz pracujemy. Zespół powstał w 1984. Minęły 23 lata - tej komuny już nie ma. Wprawdzie prawica ma nieco inny odcień, niż bym sobie tego życzył, ale to wciąż moja opcja. Nie mam zamiaru krytykować czegoś, o co przez całe życie walczyłem. Nawet jeśli oni popełniają błędy, to nie mieści mi się w głowie, żeby po tym, jak wyśpiewywałem "Jak ja was, k*rwy, nienawidzę" pod adresem SLD, miał teraz kpić z nowo wybranej władzy. Teraz trzeba czasu, by wszystko się ułożyło, dotarło. Trzeba to wszystko kontrolować, ale krzyk nie jest już potrzebny.

I to mówi człowiek, który od 20 lat toczy na scenie walkę o lepszy świat?

Reklama

Mam 44 lata, i krzycząc w tym wieku, przestaję być wiarygodny. Krzyk może być fajny dla mojej 15-letniej córki i jej chłopaka. Ale w moim wieku nie ma sensu - wygląda śmiesznie i niewiele zmienia. Poza tym w naszym życiu politycznym jest tak dużo agresji, kompleksów i chęci zemsty, że cokolwiek zmienić może tylko wytrwałe, spokojne i systematyczne działanie. Wierzę, że piosenkarz może być współczesnym odpowiednikiem rzymskiego trybuna ludowego. Zaangażowanym w szarego człowieka, a nie partyjne przepychanki. Cóż dziś z tego, że zaśpiewam piosenkę, że nie podoba mi się Giertych albo że podoba mi się Dorn? Za komuny miało to sens. I to wielki, bo był jeden wróg. Ludziom teraz trzeba dać nadzieję, oddech i odpoczynek, a nie hard core. Jeśli będą go chcieli, zawsze mogą włączyć TVN 24. Nie widzę potrzeby, żeby dokładać im jeszcze swoją muzyką i dolewać własny jad do tego, co robią niektórzy - niestety prominentni - politycy.

Trybun ludowy to czasem nie za mocne określenie?

Na wiele rzeczy mogę mieć wpływ. Ja po prostu rozumiem podwórko. Znam je, bo tam się wychowałem i tam mieszkam. Rządowa limuzyna nie wiezie mnie spod Sejmu na lotnisko, a po przylocie do domu nie oglądam swojego okręgu wyborczego przez okno taksówki. Ja wiem, jak ludzie żyją. Widzę, komu jak się układa: kto w sklepie ma problemy z płatnościami, kto pojechał do pracy do Irlandii, kto do Anglii, a kto został w Polsce. Politycy nie mają o tym zielonego pojęcia.
Super, że są te wszystkie czystki. Ale szkoda, że triumfuje stara, sowiecka mentalność. Szkoda, że te czystki robi się w sposób nieumiejętny, maniakalny i chaotyczny. Takie rzeczy przeprowadza się po cichu, spokojnie. Daje się swoich ludzi. Nie robi się z tego afery. Marketingowo nagłaśnia się informację, że polskie ziemniaki zostały sprzedane do Francji, a nie, że został zamknięty jakiś funkcjonariusz PGR, który współpracował z czeskim wywiadem. To absurd. Kogo to obchodzi? Ja nie mieszkam w Warszawie, tylko na wsi i wiem, że to kompletnie nie interesuje ludzi. Tym bardziej że mają poczucie zagrożenia, bo połowa z nich była w PZPR. Zabrzmi to nieskromnie, ale wiem, że śpiewając antykomunistyczne piosenki na mityngach wyborczych Platformy Obywatelskiej (w odróżnieniu od innych za darmo, a nie za pieniądze) i firmując własną twarzą np. kandydaturę Hanny Gronkiewicz-Waltz na prezydenta Warszawy, oddałem tej partii większą przysługę niż zorganizowany przez nią Marsz Wolności, tymczasem komu pani prezydent podziękowała w pierwszej kolejności? Nie Donaldowi Tuskowi, Platformie czy swojemu mężowi. I też nie tym, którzy bezinteresownie pomogli jej wygrać wybory, ale… Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Aż się we mnie zagotowało. Nigdy nie uwierzę Kwaśniewskiemu. W czasach, gdy był prezydentem, moja Opolszczyzna okradana była przez SLD-owskich aparatczyków. Wiedzieli o tym zwykli ludzie, policja, prokuratura. I nikt nic nie mógł zrobić. Więc niemożliwe, żeby nie wiedział Kwaśniewski. A jeśli nawet nie wiedział, to co to za ojciec narodu ? Dlatego dostaję mdłości, oglądając w "Co z tą Polską?" wyniki sondażu audiotele "Kto był lepszym prezydentem: Kwaśniewski czy Kaczyński?". 80-procentowe poparcie dla tego pierwszego sprawia, że tracę wiarę w swoich współplemieńców, choć wolałbym, żeby sondaż dotyczył Tuska.

Lepiej już śpiewać z Carrantouhillem celtycki folk?


Reklama

Mówiłem już, że potrzebuję oddechu, więc propozycja wspólnych występów pojawiła się w idealnym momencie mojego życia. Przez 20 lat nie miałem pojęcia o istnieniu tego zespołu. W czasach mojego największego buntu, kiedy trzeba było walczyć o nową Polskę, granie irlandzkiego folku uznawałem za działanie pozorowane i przejaw konformizmu. Tymczasem po naszym pierwszym wspólnym występie okazało się jednak, że nie jest wcale tak źle, a irlandzki folk jest spokojny tylko pozornie. W istocie jest w nim też pazur i ogromny ładunek energii. Przepiękna, żywa muzyka, tańczące młode dziewczyny - wszystko jest prawdziwe, bez żadnych zbędnych przesterów, agresji, haseł. To oni uświadomili mi, że super jest mieć 44 lata, stać na scenie i śpiewać ładną piosenkę, bo gdybym miał dziś 25 lat, to pewnie nuciłbym protest song pod nosem na jakiejś budowie w Irlandii.

A tak możesz wspierać wolontariat Anny Dymnej…

Powinienem to robić częściej. Obiecałem sobie, że jak tylko uporządkuję swoje sprawy, zajmę się tym poważniej. Ania to anioł, dusza, nie człowiek. Poza tym to aktorski geniusz - żeński odpowiednik Janusza Gajosa. I nigdy nie bierze udziału w produkcjach, które mają na celu tylko zarobienie pieniędzy. Ania jest więc też jednocześnie moim wyrzutem sumienia, bo mi zdarzają się takie występy.

Czy takim występem był film "Samotność w sieci"?

Ja zagrałem tam tylko epizod. Myślę, że propozycja roli była podyktowana moją przyjaźnią z reżyserem Witkiem Adamkiem. Uważam, że mógłby znaleźć sobie lepszego aktora do tej roli, ale… starałem się (śmiech).

A nowa płyta z Janem Borysewiczem? Podobno obaj nosicie się z takim pomysłem…

Reklama

"Nosimy" to lekka przesada. Lepiej byłoby chyba powiedzieć "noszę". Od kilku miesięcy czekam, aż Janek przedstawi mi swoje propozycje piosenek. Wszystko zależy od tego, co to będzie. Jeżeli będzie to fajny album, wchodzę w to. Jeżeli zaś miałaby to być kolejna płyta dla płyty, to beze mnie. Po co robić raz jeszcze coś, co już się zrobiło?

Po to, by odciąć kupony od dawnej popularności?

Jeżeli spoglądam w przeszłość, to nie po to, żeby podniecać się sukcesem pod Grunwaldem, ale po to, żeby wyciągać wnioski. Tłumaczyłem ostatnio dziecku, że historia nie polega na datach, tylko na analizie. Na zrozumieniu, co było błędem, a co pozytywem. Z przeszłością artystyczną jest podobnie.

Brałeś udział w sesjach nagraniowych płyt "Yugoton" i "Yugopolis: Słoneczna strona miasta". Na pierwszy rzut oka idea obu płyt wygląda bardzo podobnie. Tu nie miałeś wrażenia, jakbyś drugi raz wchodził do tej samej rzeki?

Bynajmniej. Pod względem muzycznym to kompletnie różne rzeki. Na "Yugotonie" odgrzaliśmy kompozycje kilku nowofalowych kapel z dawnej Jugosławii. Materiał na "Słoneczną stronę miasta" dostarczył jeden zespół - Parni Valjak. W dodatku reprezentował on zdecydowanie bardziej tradycyjne podejście do muzyki rockowej. Zaśpiewanie tych piosenek sprawiło mi ogromną przyjemność.

Dlaczego u nas powstają takie płyty, jak: "Yugoton" czy "Yugopolis", a w Chorwacji nikt nie tylko nie nagrywa piosenek T.Love czy Kobranocki, ale nawet ich nie słyszał?

Bo w ich piosenkach jest coś, czego nie ma w naszej z gruntu wtórnej muzyce - są fajne, chwytliwe, szczere i obciachowe, ale w dobrym rozumieniu tego słowa. Przypominają mi dzieciństwo, kiedy słuchałem nagrań zespołów Omega, Locomotiv GT i jakichś jugolskich kapel. W czasach komuny tylko Węgrzy i Jugosławianie grali fajne kawałki. Wyzwolone i prawdziwe. U nas królował wtedy Jerzy Połomski. Nasza muzyka była wówczas jak pan Koracz w "Misiu" - "Panowie, ja wam wszystko wyśpiewam". Nasz barak stawał się najweselszy w demoludach tylko z perspektywy kolan Gierka. Taki był klimat. A i później, w TVP Zielińskiego, nie było lepiej. Weźmy piosenkę Rosiewicza o Gorbaczowie - niby fajna i zabawna, a zaśpiewana z pozycji wasala. Dziś ten sam Rosiewicz śpiewa na konwencie PiS. To konsekwencja naszego położenia geograficznego i wiecznego rozdarcia między Wschodem a Zachodem. Efektem tego są wszystkie nasze kompleksy, wieczna trauma oraz role tarczy i tygla, które nam przypadły. Sytuacja jest podobna jak w XVII w. Tyle że wtedy byliśmy potęgą, a teraz nie jesteśmy, ale to przecież musi dać się jakoś pięknie rozegrać.

Jak?

Gdybym to tylko wiedział, to rzuciłbym wszystko i poświęcił się Ojczyźnie…

Jak to rozgrywałeś jako szef muzyczny opolskiej rozgłośni Polskiego Radia?

Nie miałem szans. Było to radio publiczne i jedyne rzeczy, które udało mi się zrobić, to tak naprawdę: zmiana dżingli i zlikwidowanie instytucji oprawcy muzycznego. Przy czym nazwa była w tym wypadku bardzo adekwatna do uprawianego procederu, bo robiono to bez zastosowania jakichkolwiek reguł. Oprawca przynosił płyty, zazwyczaj te, które przypadkowo wpadły mu w ręce, i z nich przygotowywał oprawę, kompletnie nie zwracając uwagi, czy dobór płyt jest adekwatny do tematu audycji. Stawka za jedną taka oprawę wynosiła 30 złotych. Było więc o co się bić. Wystarczyło zrobić kilka opraw i poprowadzić jeden lub dwa dzienniki, by zarabiać 7 tysięcy miesięcznie. W rozgłośni pracowało ośmiu takich oprawców. Kiedy zlikwidowałem tę funkcję, miałem ośmiu nowych wrogów. W efekcie moje rządy nie potrwały długo.

Namawiałeś Jana Marię Rokitę do założenia nowej partii?

Przed wyborami wierzyłem w PO - PiS. Nie byłem wyznawcą ani kultu Tuska, ani Kaczyńskiego. Po prostu wierzyłem, że w obliczu racji stanu muszą zwyciężyć rozsądek i równowaga sił. Głosowałem na PO w Sejmie i PiS w Senacie. Skoro jednak taka koalicja okazała się niemożliwa, zamarzyłem o powołaniu do życia partii, która byłaby liberalna w kwestii gospodarczego otwarcia na Europę i konserwatywna w poszanowaniu narodowych osiągnięć i tradycji. W największym skrócie myślowym chciałbym, żeby dzieci w szkołach nosiły mundurki, ale wolałbym, żeby założyła im je partia liberalno-demokratyczna, a nie minister Giertych. Ale krzyczeć z tego powodu nie będę.