Najciekawsza jazzowa premiera tej wiosny w szacownym katalogu wytwórni Blue Note to album "Big Band With Love". Firmuje go trębacz Charles Tolliver, weteran nowojorskiej sceny lat 60. Stojąc na czele kilkunastoosobowego zespołu, z brawurą przywołuje potęgę brzmień i aranżacji orkiestr wyrosłych z nowoczesnego jazzu. W czasie gdy gwiazda nu jazzu Cinematic Orchestra wydaje płytę ze smętnymi balladami, siarczyste uderzenie sekcji dętej weteranów wypada przy niej jak punk rock. Big-bandy to nie tylko taneczne retro orkiestry, ale też zespoły o nieobliczalnej potędze brzmienia.

Reklama

Orkiestra dęta - ta z ulicznych parad i pogrzebów w Nowym Orleanie - towarzyszy jazzowi od zarania, ale swój złoty czas przeżywała 80 lat temu. Hasło big-band przywołuje skojarzenie z klasycznym jazzem, grupą wyelegantowanych Murzynów dmących w trąby i saksofony. W latach 20. i 30. minionego wieku dziki jazzband był jednym z symboli szybkości i nowoczesności. Własne zespoły mieli Louis Armstrong i Duke Ellington, a tacy swingujący biali leaderzy jak Benny Goodman czy Glen Miller grali najpopularniejszą taneczną muzykę swoich czasów.

Szefowie big-bandów byli pierwszymi gwiazdami globalnej popkultury. W latach 50. orkiestry Ellingtona i Gillespiego objeżdżały Afrykę, Azję, Bliski Wschód, by przy wsparciu amerykańskiego rządu promować swingujący wizerunek USA. Choć rozrywkowy swing został wyparty ze sceny przez ognisty bebop, big-band pozostał niezastąpionym wehikułem poszukiwań na jazzowej scenie. Kolektyw Gillespiego określił ramy bebopu, orkiestry Gila Evansa wytyczyły brzmienie cool jazzu, a zespoły Charlesa Mingusa i Sun Ra były instytucjami jazzowego eksperymentu.

Współczesne orkiestry młodych muzyków, takie jak Exploding Star Orchestra czy Antibalas, jeśli już odwołują się do tradycji, to najchętniej wskazują na inspirację Sun Ra. Ten big-band narodził się w latach 50. i gra do dziś mimo śmierci lidera. Charyzmatyczny pianista Sun Ra podawał się za anioła przybyłego z Saturna, by zbawić czarnych braci, i traktował swój zespół niczym religijną sektę. Organizacja big-bandu była dlań niczym idealna komórka społeczna ziszczonej utopii. Nie był w stanie wiele płacić żyjącym w komunie muzykom, ale i tak przychodzili do niego najlepsi. Lekcja Sun Ra podpowiada, iż siła big-bandu to nie tylko kwestia potęgi brzmienia, ale też twórczej interakcji kolektywu.

Funkcjonowanie orkiestry złożonej z kilkunastu muzyków to potężne koszty. Dlatego big-bandy wraz ze zmierzchem epoki swingu trafiły do muzyki pop, zostały sprowadzone do roli akompaniamentu. W jazzie, począwszy od lat 70., stały się domeną muzyków z awangardy, dla których idee kolektywnego działania okazywały się ważniejsze od intratnych angaży. Brotherhood Of Breath, London Jazz Composers Orchestra, ICP Orchestra, Italian Instabile Orchestra, Vienna Art Orchestra to najlepsze przykłady powodzenia takich projektów w Europie. Współczesny boom big-bandów rozpoczął się w Ameryce, w Chicago - najprężniejszym dziś ośrodku jazzu i kolebce legendarnej Sun Ra Arkestry.

Reklama

Do jej tradycji odwołują się The Black Earth Ensemble prowadzony przez flecistkę Nicole Mitchell, która splata klasykę jazzu, funku, awangardę i muzykę Afryki, oraz Exploding Star Orchestra trębacza Roba Mazurka, gdzie jazz miesza się z echami minimal music Steve’a Reicha. To zespoły, które mieszają w świecie jazzu, ale w Nowym Jorku, gdzie zawsze była w cenie muzyka o bardziej konkretnej sile działa kolektyw, który może porwać generację fanów rocka. Mowa o wielorasowym zespole Antibalas. Ich muzyka natchnienie znajduje nie w jazzie, ale w muzyce afro-beat stworzonej przez najsłynniejszego bandleadera Afryki, Felę Kuti.

Antibalas nie odkrywa nowych wymiarów, ale potrafi zahipnotyzować osadzonym w realiach miejskiej ulicy pulsem funky. A siłę brzmienia zawdzięczają właśnie orkiestrowemu uderzeniu sekcji dętej i rytmicznej. A na odkrycie czeka kolejna mocna orkiestra - Youngblood Brass Ensemble, łącząca sekcję dętą z rytmami hip-hopu. Wszystko wskazuje na to, że takich zespołów będzie przybywać.