Wszystko zaczęło się od historyjki o transwestycie, który lubił buszować między sznurami z praniem i kraść damską bieliznę. Szefowie Radio London uznali ją za zbyt sprośną dla "normalnych" obywateli. I w ten oto sposób młoda grupa Pink Floyd rozpoczęła karierę - od zakazu emisji. A jednak pierwszy singiel Anglików z utworem "Arnold Layne" - bo o nim mowa - dotarł w 1967 roku do 20. miejsca listy przebojów. Któż by przypuszczał, że piosenka ta ponownie trafi na brytyjską TOP 20 cztery dekady później, i to w dwóch wersjach - śpiewanych przez Dave’a Gilmoura i Davida Bowiego. Na świecie nie będzie już niestety twórcy tego dziwnego przeboju – Syda Barretta.

Piękna trzypłytowa reedycja debiutu Floydów (wersja mono, stereo i krążek z wczesnymi singlami) to kolejny hołd dla zmarłego przed rokiem pierwszego lidera zespołu. Niewielu jest twórców, o których wspomnienia są tak żywe. Wbrew temu, że wielu fanów zdaje się je wypierać, jakby pamięć o krnąbrnym Sydzie i jego baśniowo-narkotycznych halucynacjach mąciła poważną aurę wokół grupy. Nagranie Gilmoura, który w 1968 roku zajął jego miejsce, świadczy jednak, że Floydzi wciąż spłacają swój dług wdzięczności. Bowiem to Barrett, dołączając do wspólnie muzykujących wcześniej Watersa, Wrighta i Masona, zrobił z nich prawdziwy zespół. To on wymyślił jego nazwę i wprowadził w świat londyńskiego undergroundu. I on napisał 10 z 11 kompozycji na "The Piper…".

Barrett zafascynowany dziką rytmiką nagrań Bo Diddleya i beatlesowskimi harmoniami z upodobaniem rozbijał klasyczną strukturę popowej piosenki. Oniryczne melodie łączył z eksperymentami - korzystał z modulatorów dźwięku, by osiągnąć efekt echa czy dysonansu. Zabiegi te doskonale pasowały do surrealistycznych tekstów nasyconych narkotycznymi aluzjami i odniesieniami do literatury dziecięcej. Tytuł debiutanckiej płyty zaczerpnął z bajki Kennetha Grahame’a "O czym szumią wierzby".

Znamienne, że album ten nagrywano na Abbey Road dokładnie w tym samym czasie, gdy w pomieszczeniach obok The Beatles pracowali nad "Sierżantem Pieprzem". Choć Wielka Czwórka była wówczas u szczytu sławy, obie grupy odwiedzały się w studio. Nawet po latach Paul McCartney wspominał, że obserwowanie Floydów było dużym przeżyciem.

Płyta dotarła na szóste miejsce brytyjskiej listy sprzedaży i stanowiła dla Pink Floyd przepustkę do wielkiej kariery. Syd nie nacieszył się jednak sukcesem. Wyniszczony narkotykami, nękany psychicznymi problemami został wykluczony z zespołu na początku 1968 roku. Zdołał jeszcze nagrać dwa albumy solowe, kolejne lata spędził zaś w rodzinnym domu w Cambridge, malując i zajmując się ogrodem.

I choć Floydzi sprzedali bez niego ponad 100 milionów płyt, to skromny debiut grupy prowadzonej przez szalonego geniusza wywarł nie mniejszy wpływ na muzykę rockową niż wszystkie późniejsze pozycje w jej dyskografii. Od Soft Machine i Bowiego przez Jesus And Mary Chain, My Bloody Valentine czy Stone Roses, po kultowe dziś Flaming Lips i Animal Collective – listę spadkobierców Barretta można ciągnąć długo. I nie jest ona zamknięta.

Pink Floyd - "The Piper At The Gates Of Dawn. 40th Anniversary Edition"
EMI












Reklama