46-letni Jose-Manuel Thomas Arthur Chao woli śpiewać po francusku, galicyjsku, hiszpańsku, portugalsku, arabsku albo - jak na najnowszej płycie - po włosku (często zmieniając kilkakrotnie język w trakcie jednej piosenki). Na "La Radiolina" odszedł jednak od swych przyzwyczajeń i w promującym album utworze "Rainin’ in Paradize" znów słychać jego łamaną angielszczyznę.

"La Radiolina" to pierwsza od sześciu lat międzynarodowa płyta Chao. Manu bowiem ostatnio skoncentrował się na publiczności afrykańskiej i europejskiej. "Po drodze" zaś popełnił niesłychanie energetyczny album koncertowy "Radio Bemba Sound System" (2002) i płytę francuskojęzyczną "Sibérie m’était contéee" (2004). Nową płytą chce jednak rzucić na kolana Wielką Brytanię i USA. A jeśli wierzyć krytykowi "Observera", kulturalnego dodatku do brytyjskiego dziennika "Guardian", Zjednoczone Królestwo już leży u jego stóp. W swojej recenzji Charlie Gillett przyznał bowiem płycie maksymalną liczbę pięciu gwiazdek.

"La Radiolina" jest płytą rewolucyjną w treści, ale muzycznej rewolucji nie czyni. To raczej przykład żelaznej konsekwencji hiszpańsko-francuskiego muzyka. Nie różni się ta płyta od debiutanckiego krążka Manu Chao "Clandestino" (1998, z pamiętnym szlagierem "Bongo Bong").

Tak jak dawniej, tak i teraz Manu drwi sobie z globalnej ekonomii i amerykocentryzmu. Tradycyjnie też nie szczędzi cierpkich słów rządowi George’a W. Busha (choćby wspomniany "Rainin’ in Paradize" czy "Politik Kills").

Przez lata nie zmieniła się również jego muzyka. Piosenki Chao jeszcze za czasów zespołu Mano Negra oscylowały wokół wypracowanego przez Boba Marleya mianownika "punky-reggae party".

W chwili, kiedy Manu wszedł na solową ścieżkę kariery i z muzyków meksykańskiego Tijuana No!, brazylijskiego Skank i argentyńskiego Todos, Tus Muertos powołał do życia zespół Radio Bemba Sound System (nazwy użyczyła rozgłośnia radiowa używana przez Castro i Che Guevarę podczas rewolucji na Kubie), jego zainteresowania naturalnie rozszerzyły się o elementy iberoamerykańskiej salsy, jamajskiego ska i algierskiej muzyki rai. Efekt jest fantastyczny. Wystarczy posłuchać latynopunkowych klasyków "Rainin’ in Paradize", "Siberia" czy "El Hoyo". Latynosi i Europejczycy będą zachwyceni.

Czy Anglosasi znów polubią Manu Chao? Niewykluczone, tym bardziej że upływający czas i światowa polityka zagrały zdecydowanie na korzyść muzyka. Pewne jest jednak to, że jeszcze bardziej polubią go fani i podczas październikowego tournée po Europie muzyk nie będzie mógł narzekać na puste sale.

Ci, którzy widzieli dwa tygodnie temu grupę Radio Bemba Sound System w akcji na festiwalu Sziget, przekonali się na własnej skórze, że na koncertach Manu Chao i jego wesoła kompania są klasą sami dla siebie. Anglikom i Amerykanom też się spodoba.


Manu Chao, "La Radiolina" (Radio Bemba/Warner)
















Reklama