Można kręcić nosem (i słusznie), patrząc na listę artystów, dla których już za kilka dni na polu w Babich Dołach zrobi się znów tłoczno. Można narzekać, że Open’er obniżył loty, w porównaniu do dwóch poprzednich, gwiazdorskich edycji. Jeśli więc w tym roku szukacie muzycznych objawień, to musicie szukać głębiej, a przede wszystkim – dalej: w Katowicach na OFF Festivalu i poza granicami Polski.

Reklama

Ale strategia organizatorów Open’era jest prosta jak tegoroczny line-up: liczą się sprawdzone przez dekadę, a nawet dwie, gwiazdy i dobra zabawa. I nie ma w tym nic złego. Mikołajowi Ziółkowskiemu, szefowi Alter Art, można tylko przyklasnąć. W ciągu prawie 10 lat, jakie dzielą nas od pierwszej edycji imprezy (wówczas był to jeszcze dwuscenowy, niewielki festiwal warszawski, na którym zagrali m.in. The Chemical Brothers), Ziółkowski rozkręcił Open’er do rangi największej międzynarodowej imprezy w Europie.

Świadczy o tym nie tylko przyznany jej w zeszłym roku przez „The Times” tytuł jednego z najlepszych 20 festiwali w Europie czy Best Major Festival (w tym roku na European Festival Awards w Groningen). Przez ostatnie trzy lata przez scenę w Babich Dołach przewinęli się najgłośniejsi artyści rocka i alternatywy – dość wspomnieć znakomite koncerty The Raconteurs, Sonic Youth, Interpolu, Editors, Jaya-Z, Eryki Badu, Kings of Leon i innych.

Open’er odnotował sensacyjne comebacki (Faith No More), zaskakujące powroty do formy (Placebo) i udane występy nestorów (The Prodigy). W tym roku już widać wyraźnie, że w Gdyni Alter Art nie stawia na nowości, ale na przystępność. Pulę muzycznych innowacji w dobrym stylu wyczerpały inne festiwale, organizowane przez Ziółkowskiego, a także Tauron, Audioriver i OFF Festival Artura Rojka. Open’er, podobnie jak tegoroczne Glastonbury, wypełnia muzyczny mainstream, ale w dobrym stylu.

Reklama

To impreza, na którą chętnie pojedziecie z mamą i tatą – bo Pearl Jam, Grace Jones, Massive Attack i Archive grają muzykę może nie najnowszą, ale znaną i lubianą przez kilka pokoleń fanów. A Open’er to po prostu rozrywka i gwiazdy na dobrym poziomie – bez sopocko-opolskiego obciachu. Wbrew temu, co się pisze, łatwo ocenić, że organizatorzy śledzą wszystko to, co aktualne w popkulturze – bo festiwal to nie tylko muzyka, ale, co widać na mniejszych scenach, to także moda, sztuka, eksperymenty z pogranicza gatunków, zabawy w przestrzeni miejskiej, animacje, i – przede wszystkim – to wymiana kontaktów.

Dlatego trudno bagatelizować fenomen społeczny, jakim stał się dla nas Open’er. Żadna inna polska impreza nie przyciąga tylu widzów (60 tys. osób), o tak różnych upodobaniach, w różnym wieku i z całego kontynentu. Dzięki temu festiwalowi naprawdę jesteśmy przez kilka krótkich dni lata w sercu festiwalowej Europy. I to jest największy sukces Open’era.