Ponad 18 lat grasz w Motorhead. Jak zmienił się zespół w tym czasie? Jest różnica między tym, co zastałeś w kapeli, gdy do niej dołączyłeś, a tym, co dzieje się teraz, po nagraniu 20 płyt?
Mikkey Dee: Nie widzę dużych zmian. Jest bardzo stabilnie. Regularnie nagrywamy nowe płyty, z przyjemnością gramy koncerty. Bez ekscesów.
Czyli monotonia?
Ale mi bardzo odpowiada taki poukładany zespół. Wciąż nagrywamy dobre piosenki i dobre albumy. Spokojnie gramy swojego rock’n’rolla. Zmieniło się tylko to, że już nie imprezujemy przed koncertami, a raczej po.
Reklama
Z powodu rodzinnych problemów gitarzysty Phila Campbella nagrywanie "The Wörld is Yours" nie przebiegało jednak tak łatwo.
Reklama
Po nagraniu kilku piosenek Phil opuścił studio z powodu śmierci swojego ojca. Myśleliśmy o tym, czy nie przełożyć nagrania na inny termin, jednak wspólnie podjęliśmy decyzję, że skończymy płytę. Paradoksalnie, mimo że wchodząc do studia, nie wiedzieliśmy, jak ma wyglądać "The Wörld is Yours", i mimo problemów Phila, płyta była chyba najszybciej nagranym materiałem w historii Motorhead. Nad nowymi piosenkami pracowaliśmy około miesiąca.



Teraz, patrząc wstecz na materiał, nie myślisz, że powstał za szybko, że chciałbyś w nim coś zmienić?
Nigdy nie patrzymy wstecz z myślą, że mogliśmy zagrać lepiej. Jeżeli w momencie nagrywania numer brzmi tak, jak brzmi, to znaczy, że zrobiliśmy go najlepiej, jak potrafiliśmy. Innego dnia pewnie nagralibyśmy go inaczej, ale to nie znaczy, że lepiej. Piszemy spontanicznie, nie mamy koszyka z piosenkami, nie pracujemy nad nowym materiałem podczas tras. Konkretna płyta powstaje w konkretnym czasie, nie planujemy jej wcześniej.
"The Wörld is Yours" to pierwszy album, jaki nagraliście dla własnej firmy Motörhead Music. W dystrybucji pomaga wam jednak jedna z największych wytwórni. Nie kłóci się to z rock’n’rollową filozofią? W wywiadach mówiłeś, że zespół wytwórniom mówi: "odwalcie się".
I tak jest cały czas. Zawsze nagrywaliśmy, co chcieliśmy i dla kogo chcieliśmy. My wykonujemy swoją pracę – nagrywamy dobrą płytę, a oni mają wykonać swoją, sprzedać ją. Przy "The Wörld is Yours" nic się nie zmieniło. Decydowaliśmy o wszystkim na płycie. Duży label pomaga nam tylko ją sprzedać.
Wracając do twoich początków z Motorhead. Żałowałeś kiedyś, że opuściłeś najpierw King Diamond, a później Don Dokkena?
Nie. Wszystkich zmian zespołów dokonałem w idealnym czasie. Pod koniec lat 80., kiedy zaczęliśmy odnosić ogromne sukcesy z King Diamond, zacząłem czuć, że King przywłaszczył sobie cały zespół. Chciał być gwiazdą, a my mieliśmy siedzieć cicho. Nie było sensu tego ciągnąć. Później w prasie ukazały się artykuły o tym, jak zostałem wyrzucony, bo chciałem więcej pieniędzy. Gdy dołączyłem do Dokken, byłem pytany o to, jak mogłem poświęcić King Diamond dla Dokkena? Byłem tym wszystkim zmęczony. Walką w zespole, ale też muzycznie. Chciałem grać coś innego. Lemmy po raz pierwszy zapytał mnie o przyłączenie się do Motorhead, jeszcze jak byłem w Diamond, w połowie lat 80. Dwa tygodnie po tym, jak odszedłem od Dokkena, ponowił pytanie i wtedy się zgodziłem. Daliśmy sobie na dzień dobry po kopniaku i zaczęliśmy grać. Od początku dobrze nam się współpracowało, zresztą podobno Lemmy uważa mnie za najlepszego perkusistę na świecie, więc nie było problemu.



Urodziłeś się w Göteborgu, ale twoi rodzice pochodzą z Grecji. Jakiej muzyki słuchało się u ciebie w domu?
Muzycznie wychował mnie wujek. To on po raz pierwszy, kiedy miałem 7 lat, puścił mi Deep Purple. Od tej pory moim mistrzem perkusji jest Ian Paice. Dużo słuchałem też jazzu, uwielbiam "Buddy’ego" Richa.
Swoim dzieciom też puszczasz starego rocka i klasyczny jazz czy męczysz je Motorhead?
Oczywiście słuchają moich płyt, ale nie mam tak, że puszczam nową płytę i mówię: posłuchajcie, jak gra wasz tatuś. Mój młodszy ośmioletni syn Marcus zaczyna grać na perkusji. 14-letni Max jest natomiast piłkarzem. Teraz mi dokucza, bo ja wolę hokej, a moja ulubiona drużyna Frölunda HC z Göteborga rozgrywa najgorszy sezon w historii. Na szczęście przez obowiązki w Motorhead nie mam za dużo czasu, żeby śledzić słabą grę zespołu.
Myślisz o przyszłości Motorhead? Starsi są od was chyba tylko Stonesi i Ozzy Osbourne?
Nie. Póki będzie tak dobrze, jak jest teraz w zespole, na pewno nie przestanę grać. Emeryturę chcę spędzić przy perkusji. A co do Motorhead to przejmuję się tylko ostatnią płytą i nadchodzącymi koncertami. Mam nadzieję, że będziemy grać rock’n’rolla jak najdłużej.