Muzykowanie to wśród aktorów przypadłość nierzadka bynajmniej. Rozkochany w jazzie tradycyjnym klarnecista Woody Allen, rockowy gitarzysta Russell Crowe, wokalistka Juliette Lewis nie tylko nagrywają płyty, ale też – zdarza się – ruszają w trasy koncertowe. Debiutancki album bluesowy Hugh Lauriego nie jest zatem takim ewenementem, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka. Zwłaszcza że dla Lauriego muzykowanie to nie nowo odkryta zachcianka, ale pasja, którą pielęgnuje od dzieciństwa.

Reklama

Lekcje gry na pianinie zaczął pobierać jako sześciolatek. Co prawda nie trwało to długo, bo do formalnej edukacji muzycznej zniechęcił chłopca przenudny repertuar, ale jeden utwór wtedy bardzo przypadł mu do gustu: "Swanee River" – podpisany przez autora podręcznika jako "Negro Spiritual – Slightly Syncopated". Gdy dorastał, jak wielu chłopców w tym wieku – a w Anglii ta zaraza miała wymiar pandemii – sfiksował na punkcie amerykańskiej muzyki korzeni. Zaczęło się od usłyszenia w radiu bluesa Williego Dixona "I Can’t Quit You Baby", który notabene rozsławił wśród poddanych Królowej fenomenalną interpretacją Led Zeppelin – i pewnie tę wersję właśnie Laurie ma na myśli. Ta chwila w każdym razie, jak zapewnia Hugh Laurie, zmieniła jego życie. Zasłuchiwał się najpierw w amerykańskich gitarzystach, jak Lead Belly, Blind Lemon Jefferson, Son House, Muddy Waters, a potem przyszedł czas na pianistów: Pete’a Johnsona, Meade’a Lux Lewisa, Memphisa Slima, Professora Longhaira.



Jego ziemią obiecaną był wtedy Nowy Orlean – mekka jazzu i bluesa, przystań wielu jego muzycznych idoli. "Let Them Talk" to hołd dla tego miasta i tamtej muzyki. Laurie dokonał tam części nagrań, zaprosił do udziału lokalnych muzyków. Gościnnie pojawiają się takie sławy, jak Irma Thomas, Dr. John czy Tom Jones. To podróż sentymentalna, na repertuar składają się evergreeny: "Six Cold Feet", "John Henry", "Battle of Jericho", "Police Dog Blues" i "Swanee River". Laurie śpiewa, gra na pianinie, czasem na gitarze lub perkusji (oszczędził nam saksofonu i harmonijki, choć i te instrumenty wyciąga czasem z futerałów). I zaskakująco dobrze mu to wychodzi. Co prawda jako wokalista nie dorównuje swoim idolom z Delty – śpiewa raczej płasko. Mile słyszana byłaby także większa rozpiętość emocji – ale też nie musi się niczego wstydzić przed bez wyjątku świetnymi muzykami, których zaprosił do nagrania tej płyty. Pianistą jest oszczędnym, ale gra z wyczuciem i ma swoje skromne chwile uniesień. W "St. James Infirmary" brzmi wręcz klasowo, jak rodowity nowoorleańczyk.

Reklama

HUGH LAURIE | Let Them Talk | Warner