Czego wymagało wydanie płyty "Spider Web" na rynku zagranicznym?
Tatiana Okupnik: Nauczenia się cierpliwości. Gdy tam pojechałam, oprócz Polonii nikt mnie nie znał. Ale nie chciałam zaczynać od grania koncertów dla Polonii, tylko skupić się na tworzeniu nowej muzyki. Zaczęłam pracę z zupełnie nowymi ludźmi – muzykami i producentami – i to też wymagało trochę czasu, żeby znaleźć odpowiednie osoby, które będą chciały ze mną pracować i z którymi będę się dobrze dogadywać. A ja jestem w gorącej wodzie kąpana, dlatego na pewno Wielka Brytania nauczyła mnie tego, że na pewne rzeczy po prostu trzeba poczekać. Bardzo sobie ten czas cenię, bo to taki moment z samym sobą i własnymi myślami na temat tego, co się chce na tej drodze muzycznej osiągnąć.
Często odbijałaś się od zamkniętych drzwi?
Pewnie. I cały czas tak jest. Ale trzeba sobie ułożyć w głowie hierarchię wartości i nie przejmować się, kiedy niektóre drzwi się zamykają. Zawsze pozostaje okno (śmiech). Całe szczęście mam takiego menedżera i takich muzyków, którzy nie dość, że są świetni w tym, co robią, to jeszcze są bardzo ciepłymi, wspierającymi mnie ludźmi. Nawet gdy zdarzały się sytuacje, że ktoś nie wierzył w powodzenie projektu to oni stali za mną murem. Podejrzewam, że zawsze tak będzie i to bez względu na to, czy jesteśmy wokalistką, aktorem czy pielęgniarką - zdarzają się w naszym życiu takie sytuacje, że nie wszystko jest z górki i trzeba troszeczkę popracować. Ale na koniec można poczuć, że było warto.
Kto cię zachwycił na rynku brytyjskim?
Bardzo podoba mi się Jessy J. Na scenie jest genialna, w dodatku ma przepiękne, długie nogi do samego nieba. Poza tym na listach króluje teraz Adele.
A co się dzieje z mężczyznami?
Wydaje mi się, że za chwilę tez pojawi się jakiś męski talent. Może z "X-Factora" albo brytyjskiego "Mam talent". To chyba przechodzi takimi falami. Raz mamy sporo dobrych wokalistek, a raz prym wiodą panowie. Adele i Jessy J są na tyle oryginalnymi i uzdolnionymi artystkami, że po fali modnych dźwięków electro potrafiły zaproponować muzykę, która wraca do korzeni, ma czyste brzmienie i właśnie na to publiczność od dłuższego czasu miała ochotę.
A propos konkursów dla młodych wokalistów. Śledziłaś polskie programy typu talent-show?
Tak. Wszystko wiem o panu Losce i panu Szpaku. Kiedy przyjeżdżam do Polski, to zawsze nadrabiam takie tematy. Wcześniej zapoznałam się też z twórczością zespołu Audiofeels. Bardzo podobał mi się też głos Pauliny Lendy. Słucham takich młodych, ciekawych głosów i mam nadzieję, że będzie im dane kontynuować to, co zaczęli, bo robią to świetnie. Oby znaleźli swoje miejsce na rynku.
Gdybyś dzisiaj zaczynała, też wybrałabyś drogę takiego konkursu?
Nie wiem. To z pewnością daje szybki dostęp do publiczności, ale nie można stracić głowy. To duże wyzwanie. Sława przychodzi bardzo szybko. Jednego dnia jest się nikomu nie znanym uczestnikiem castingów, a następnego trzeba rozdawać autografy. Trzeba być silnym psychicznie, żeby pamiętać, po co się tam szło. Śpiewać, a nie się pokazywać. Pozostać wiernym muzyce i wykonywać zawód, o którym się marzyło.
Jak został przyjęty w Polsce materiał z płyty "Spider Web"?
To paradoks, że w Polsce nie gra się mojej muzyki w głównych stacjach. Właśnie dlatego wyjechałam z kraju. Moje utwory są częściej grane w Australii. To paradoks, ale nauczyłam się cierpliwości, a wytrzymała i konsekwentna zawsze byłam, więc mam nadzieję, że polskiej publiczności trzeba najpierw ten materiał dobrze zaprezentować. Będę ciągle robiła swoje i koncertowała. Tutaj są moje korzenie. Miło mi reprezentować Polskę za granicą, ale chcę grać przede wszystkim tutaj. A to, że na początku stacje radiowe nie są przekonane, to nic, będę robić swoje.