Uzależnienie Amy Winehouse przez lata stanowiło pożywkę dla mediów. Zdjęcia staczającej się gwiazdy krzyczały z pierwszych stronach gazet. Wtedy nie mówiono o uzależnieniu, a zatraceniu jednej z najbardziej utalentowanych artystek na świecie. Dopiero po śmierci Winehouse rozgorzały liczne dyskusje na temat jej destrukcyjnych nałogów.

Reklama

"Żyjemy w świecie, gdzie znane osoby i ich życie warunkują bardzo wiele rzeczy, zarówno w wymiarze komercyjnym jak i społecznym. Śmierć osobowości medialnych prowokuje do zadawania pytań" – tłumaczy socjolog dr Tomasz Sobierajski.

"Pamiętam, że gdy zmarł Fredie Mercury, to bardzo dużo dowiedziało się wówczas, że istnieje coś takiego, jak HIV. Rozpętała się ogólnoświatowa dyskusja na ten temat. Podobnie jest w przypadku Amy Winehouse. Poza tym śmierć znanej osoby bardziej na nas oddziałuję. Jest ona, użyje takie stwierdzenia, bardziej nośna" – dodaje badacz.

W 2009 roku Amy po wielu miesiącach terapii odwykowej zamieniła narkotyki na alkohol. Bezradni rodzice załamywali ręce.

"Po tym jak dwa razy omal nie umarła z powodu narkotyków, udało jej się wyjść z nałogu. Widziałem ją radosną, uśmiechniętą. Ale w obecnej sytuacji, jeśli twarde narkotyki zastępuje alkoholem – nie wiem czy jestem w stanie po raz kolejny przez to przechodzić. To jej życie, kariera, jej decyzja" – powiedział w jednym z wywiadów Mitch Winehouse, ojciec artystki.

Reklama

Mimo licznych terapii Amy nie udało się pokonać alkoholizmu. W maju tuż przed planowaną trasą koncertową gwiazda przebywała na leczeniu w klinice Priory w Londynie. Lekarze ostrzegali ją tam, że dalsze uzależnienie doprowadzi do jej śmierci.



Reklama

Dowodem na trwające problemy Amy był skandaliczny występ artystki podczas czerwcowego koncertu w Belgradzie. Winehouse była zbyt pijana, aby śpiewać. Podjęto decyzję o odwołaniu pozostałych koncertów, w tym występu Amy w Bydgoszczy.

Mimo ogólnego zainteresowania problemem uzależnień, nie należy spodziewać się masowego "nawrócenia się" młodych osób i porzucenia przez nich z dnia na dzień alkoholu i narkotyków.

"Losy artystki mogą wstrząsnąć pojedynczymi osobami. Jednak nie liczmy na to, że coś się zmieni w mentalności osób uzależnionych. Śmierć artystki powinna być pretekstem do tego, aby zmienić coś w działaniach rządowych, edukacyjnych. Aby rozpocząć dyskusję, wskazać, że jest to sytuacja, od której nikt z nas nie jest wolny, że problemu nie rozwiążą też pieniądze. Co więcej, to właśnie one mogą wpłynąć na to, że popadniemy w uzależnienie" – przekonuje Sobierajski.

W tym kontekście głośno mówi się również o wzorcach i sposobie zachowania, jaki prezentują osoby medialne, a także wzięcia za to odpowiedzialności.

"Tu należy rozgraniczyć dwie kwestie. Jedna sprawa to nieszczęście człowieka. Amy wpadła w uzależnienie, z którego nie potrafiła wyjść, nikt nie potrafił jej pomóc. Jednak analizując wywiady z nią, trudno jest uchwycić słowa, które zachęcałyby do brania narkotyków" – tłumaczy socjolog.

"Znacznie bardziej niebezpieczni są artyści, co jest obecne również na polskiej scenie, którzy mówią, że narkotyki nie szkodzą. W programach telewizyjnych dzielą się swoimi doświadczeniami z używkami, przekonują, że po na haju napisali piosenkę życia, albo że pijąc przez dziesięć lat świetnie się bawili. Takie wypowiedzi i osoby, które je głoszą powinny być wykluczane z przestrzeni publicznej" – dodaje.

Końcowe wyniki śledztwa będą znane 26 października. Dopiero wtedy będzie można jednoznacznie rozstrzygnąć czy to alkohol spowodował śmierć brytyjskiej gwiazdy.

Amy Winehouse zmarła 23 lipca w swoim domu w Londynie.