Aby uniknąć złorzeczeń zazdrosnych o popularność akademików, Preisner otwarcie przyznał, że "Silence, Night And Dreams", jego trzecie autonomiczne dzieło, nie jest w żadnym razie muzyką współczesną, lecz "ilustracją do nieistniejącego filmu". Trudno wyobrazić sobie ów fikcyjny obraz inaczej niż jako opowieść przedstawiciela klasy średniej o kryzysie wieku średniego. Preisner uderza jednak w najwyższe tony, sięgając po fragmenty Księgi Hioba oraz Kazania na Górze, całość okraszając próbką pensjonarskiej poezji Krzysztofa Piesiewicza. Współautora scenariuszy do filmów Krzysztofa Kieślowskiego stać dziś na taki dwuwiersz: "Understand the season, / understand Your mind" (zrozum ten czas, zrozum swój umysł)…

Mamy więc typową dla kultury chrześcijańskiej opowieść o duchowym zstąpieniu do piekieł i zmartwychwstaniu. Podejmujący takie wyzwanie powinien mieć nie byle jaką wizję, inaczej narazi się na śmieszność. U Preisnera jest pusty i przepojony smutkiem patos, po którym następuje... patos równie pusty, jednakże radosny.
Niemal bez przerwy cukierkowy głos głównej gwiazdy albumu Teresy Salgueiro z Madredeusa nurza się w pastelowych, smyczkowych chmurkach. Gdy kroczy ascetycznymi chorałowymi krokami, jest jeszcze do zniesienia, ale gdy kompozytorowi zbiera się na liryzm, ratuj się, kto może. Do tego kilka szkolnych akordów i zagrywek melodycznych.

W kategorii muzyka poważna - pała, w niezbyt prestiżowej lidze muzaków - trója, bo właśnie z dźwiękową tapetą á la Kitaro albo Yanni mamy do czynienia. Choć nawet fanów windzianych klimatów może zirytować to, że "dzieło", które bez większych szkód dla jego brzmienia można wykonać na dobrym, cyfrowym syntezatorze, zaaranżowano na orkiestrę smyczkową, chór kameralny i dziesięciu solistów wirtuozów. Oszustwo? Jeśli ktoś tu się okłamuje, to słuchacze doszukujący się w najnowszym dziele Preisnera wielkiej muzyki. Przeznaczenie "Silence, Night And Dreams" widoczne jest jak na dłoni - to dawka naiwnego, nadającego się do biernej konsumpcji piękna, lek na nerwicę dla będących w stałym niedoczasie menedżerów średniego szczebla.

Trzy gwiazdki należą się Preisnerowi także za odwagę w pełnieniu roli dyżurnego kozła ofiarnego. W gruncie rzeczy wszyscy go potrzebujemy: słuchacze, bo dostarcza im taniej wzniosłości, krytycy, bo mogą się nad nim pastwić do woli, środowisko "komunikatywnej muzyki współczesnej", bo jego idole mogą bezkarnie obniżać poziom własnej twórczości i wciąż pozostawać ligę wyżej od "tego hochsztaplera". Preisner pozbawił swoją muzykę jej najszlachetniejszych cech: wpływów wysmakowanego minimalizmu Zygmunta Koniecznego oraz błyskotliwych nawiązań do Bacha, Mozarta i Sibeliusa, ale podobnie piszą dziś nasi wielcy - Kilar i Górecki. Poziom artystyczny "Silence, Night And Dreams" odzwierciedla stan współczesnej kultury muzycznej i naszych gustów.


Zbigniew Preisner

Silence, Night and Dreams
EMI










Reklama