Trudno porównywać status gwiazdorski oraz umiejętności taneczne Becka i Michaela Jacksona. Jednak lata 90., naznaczone śmiercią Kurta Cobaina i modą na grunge, potrzebowały innego bohatera - najlepiej z długimi włosami, we flanelowej koszuli i niezadowolonego z życia. Dokładnie tak został odebrany Beck po sukcesie singla "Loser", który podbił listy przebojów trzy tygodnie po śmierci Cobaina. Niewielu jednak dostrzegło, że jego psychodeliczny blues jest zwykła ironią i próbą zdystansowania się do panującej mody. Wyraźnie dał to do zrozumienia drugim albumem "Odelay", którym wyciągnął muzykę pop z dołka i ożywił zblazowanych rockmanów hiphopowym rytmem oraz przypomniał tradycję bluesa i country.

Reklama

Płyta powstała w czasach, kiedy czyste gatunki funk czy disco wychodziły z mody na rzecz postmodernistycznych hybryd różnych stylów. Dlatego Beck nie był też zwykłą gwiazdą pop, ale swego rodzaju "muzycznym Andym Warholem". Jego największe przeboje bazowały na przetwarzaniu historii muzyki, kiedy w "Devil’s Haircut" posłużył się tematem z "I Can Only Give You Everything" grupy Them czy w "The New Pollution" samplem z "Venus" saksofonisty Joe Thomasa. Z pomocą duetu producenckiego Dust Brothers odnalazł się w stylistyce hip-hopu, ale jednocześnie w jego utworach pobrzmiewały echa bluesa i folku, gatunków, na których się wychował.

Popowy potencjał "Odelay" potwierdziła sprzedaż ponad 2 mln egzemplarzy płyty, nagroda Grammy i wyróżnienie na liście The Village Voice Pazz & Jop. Najchętniej kupowali ją fani niezależnego rocka, którzy bawili się wtedy na festiwalu Lollapalooza. Beck, wcześniej promowany przez Sonic Youth i podziwiany przez Pavement, teraz wskazał nowy kierunek w popie. "Tamten album zawierał wiele pomysłów, które można było dalej rozwinąć" - wspomina teraz Beck. "Myślę, że najlepiej ta sztuka udała się Fatboy Slimowi".

Ożywienie formuły rockowej elektronicznymi rytmami i granie ambitnego popu kontynuowały też grupy Eels, Cibo Matto, Cornershop, Bran Van 3000. Sam Beck na kolejnych albumach postanowił rozwijać inne pomysły, idąc bardziej w folk na "Mutations", "Sea Change" czy kiczowaty funk "Midnite Vultures".

Reklama

Dziś, kiedy po 12 latach ukazuje sie "Odelay: Deluxe Edition", słychać, że płyta przetrwała próbę czasu i spokojnie można ją nazwać popowym klasykiem. Nawet na tym rozszerzonym wydawnictwie zbyteczne wydają sie remiksy autorstwa Aphex Twina czy Unkle, choć na pewno są ważnym hołdem dla twórczości Becka. Dużo większą atrakcją są zebrane drugie strony singli, niepublikowane nagrania "Gold Chains" czy "Inferno" z pierwszych sesji nagraniowych oraz świetny przebój "Deadweight". Natomiast całość spina cover legendy bluesa Skipa Jamesa "Devil Got My Woman" nagrany w Memphis, który po latach zdradza prawdziwe oblicze Becka.

Najciekawszy w tym wydawnictwie jest jednak specjalny dodatek we wkładce, na którym z jednej strony płytę wychwala Thurston Moore (Sonic Youth), a z drugiej wywiady Dave’a Eggersa z młodzieżą pokazują, że niewielu młodych słuchaczy kojarzy jeszcze Becka, a jego muzyka nie robi na nich większego wrażenia. Jak widać, po dwunastu latach "Odelay" okazuje się przede wszystkim doświadczeniem pokoleniowym wpisanym w kontekst lat 90., którego nie trzeba promować na siłę, jak nieudanego powrotu Michaela Jacksona.