Jednego nie można odmówić amerykańskiej aktorce - odwagi. Zamiast wzorem Paris Hilton wydać typową dla celebrytek popową płytę, zaryzykowała, a właściwie zdecydowała się na samobójczy lot. Bo jak inaczej określić porwanie się niedoświadczonej wokalistki na nagranie albumu z coverami pieśni Toma Waitsa?

Reklama

Pomysł wydaje się tyleż karkołomny, co inspirujący, bo trudno byłoby znaleźć bardziej odległe od siebie osobowości. Waits - introwertyczny poeta, wieczny wagabunda o aparycji kloszarda kontra ikona filmowego blichtru przycięta równiutko do masowej wyobraźni skalpelem chirurga plastycznego. Z drugiej strony egzystencjalne songi legendarnego outsidera chwilami brzmią zadziwiająco świeżo w eterycznych aranżach Davida Sitka (frontman TV On The Radio), wyśpiewywane kruchym, niewinnym wokalem Scarlett przypominającej syrenę zagubioną we mgle. Jest tylko jeden problem. Niedawna muza Woody Allena nie potrafi śpiewać, często nie trzyma tonacji, a kiedy zahacza o niższe rejestry, zwyczajnie beczy. Tak jak w tytułowym "Anywhere I Lay My Head", w którym brzmi jak Sinead O’Connor przechodzącą mutację.

Sitek próbował ratować sytuację, topiąc głos podopiecznej w hektolitrach pogłosu, ale efekt przypomina leczenie trądu pudrem. W pierwszym momencie oddalone dźwięki miękkich gitarowych brzmień przyprawionych subtelną elektroniką i rozmyty głos Scarlett zapowiadają coś wyjątkowego. Niestety, każdy kolejny utwór zamienia się w homogeniczną ciapę z pogłosu i echa, a z oryginałów Waitsa pozostają tylko słowa jego piosenek (jeśli komuś oczywiście uda się je wyłowić). Sytuacja poprawia się odrobinę, gdy do gry wkracza gościnnie David Bowie. W "Fannin’ Street" i "Falling Down" taktownie partneruje Johansson, nie wysuwając się na główny plan, co tylko uwidacznia wątłość głównej bohaterki całego przedsięwzięcia. Nawet w chórkach Bowie brzmi o niebo lepiej niż hollywoodzka gwiazda w najlepszych momentach płyty, czyli jedynej autorskiej kompozycji Johansson "Song For Jo". Aktorka mruczy tu zaledwie kilka nut, ale dzięki zdublowaniu jej głosu i prostej melodii nie słychać braków, które wychodzą przy okazji każdej melodii wykraczającej poza zakres pół oktawy.

W poprzednim numerze "Kultury" Anita Lipnicka i Novika przyznały, że nie odważyłyby się śpiewać coverów PJ Harvey. Doświadczone wokalistki wiedzą, że są artyści, których zwyczajnie nie da się przerobić, ich twórczość i osobowość stanowią nierozerwalną całość. Waits to taki właśnie przypadek, jego chropowaty głos, knajpiana poezja i anachroniczny image są nie do podrobienia. Żeby nagrać dobry cover, trzeba mieć perfekcyjny warsztat wokalny i co najmniej tyle samo charyzmy, co autor oryginału. Johansson nie ma ani jednego, ani drugiego.

Reklama

"Moim jedynym celem było wyprodukowanie płyty, po której wysłuchaniu Waits nie skopałby mi tyłka, gdy spotkam go w barze" - tłumaczy w wywiadach David Sitek. Choć "Anywhere I Lay My Head" nie jest fatalnym albumem, na jego miejscu nie wychodziłbym z domu...

Scarlett Johansson

Anywhere I Lay My Head