Związane jest z przygotowywanym przez zespół nowym, siódmym albumem. Kapela wrzucała zdjęcia ze studia nagrań, a do tego filmiki z muzycznymi wstawkami i hasłem "The walls come down". Nowa płyta ma się nazywać "Walls" i jej premiera planowana jest na połowę października. Zanim pojawi się w sklepach, polscy fani, jako jedni z pierwszych w Europie, będą mieli szansę usłyszeć jej fragmenty na żywo. Kapela trzech braci i ich kuzyna (wszyscy o nazwisku Followill) po raz pierwszy zagra samodzielny koncert (po wizytach na naszych festiwalach Open’er i Orange Warsaw) w najbliższy czwartek w Krakowie.

Reklama

W celu nagrania "Walls", a przede wszystkim, jak przekonują członkowie kapeli w wywiadach, odświeżenia atmosfery, udali się do Los Angeles. Tam pracowali nad swoimi pierwszymi dwoma krążkami. Po poprzednim, niezłym, ale dość chłodno przyjętym przez fanów (sprzedało się kilkaset tysięcy egzemplarzy mniej niż poprzedniej płyty) "Mechanical Bull", nastąpił krytyczny moment w działalności grupy. Wokalista Caleb mówi o nim w wywiadzie udzielonym magazynowi "Billboard": "Doszliśmy do punktu, w którym zdaliśmy sobie sprawę, że uleciała z nas pasja i głód tego, co robimy. Aby to odzyskać, musieliśmy zapomnieć o tym, jak sprzedają się płyty, dla jak dużej publiki mamy grać, trzeba było się od tego odciąć, zgubić presję". Wyjazd do LA był jednym z pomysłów na ratowanie klimatu w zespole, drugi to zatrudnienie nowego producenta. Tym razem został nim pracujący wcześniej m.in. z Arcade Fire i Coldplay laureat Grammy Markus Dravs. Producent wykrzesał z członków Kings of Leon nowe siły i kapela jest bardzo zadowolona z efektu. Zdradzili też, że do nowych dźwięków wokalista Caleb dołożył bardzo osobiste teksty, chociażby o swoim uzależnieniu od alkoholu. Nowy materiał na pewno w pewnej części wypełni krakowski koncert. Obok niego nie powinno zabraknąć klasyków Kings of Leon w stylu "Sex on Fire" czy "Use Somebody".

Kings of Leon | Tauron Arena Kraków, 8.09; support: OCN