– Urodzin nie obchodzę – mówi Tomasz Stańko.Jubileusze nie są zabawne. Nie oglądam się za siebie. Cały czas mam poczucie, że w muzyce spotka mnie jeszcze coś dziwnego, że wkroczę w rejony, których nie znałem. I tam się będę kręcił.

Reklama

Stańko ma nie tylko okrągłe urodziny, ale też stuknęła mu artystyczna 50-tka; debiutował w 1962 r. w zespole Jazz Darings, a wcześniej grywał w krakowskich klubach uczestnicząc w jam sessions, np. Pod Jaszczurami – przypomnina w rozmowie Paweł Brodowski, redaktor naczelny magazynu "Jazz Forum".

Dziś Stańko to prawdziwy mistrz i lider europejskiego jazzu. Najważniejsze, że muzyk jest w uderzeniu. Zakończył właśnie w Nowym Jorku sesję nagraniową nowej płyty pt. "Wisława" i szykuje się do serii występów. Wśród nich na wielkie wydarzenie zapowiada się sierpniowy koncert w Gdańsku na Ołowiance - Stańko Plus - Solidarity of Arts – podkreśla Brodowski.

"Wisława" to nowy projekt muzyczny Tomasza Stańki, wypływający z dwóch źródeł inspiracji: poezji Wisławy Szymborskiej i wspomnień o wspólnych występach poetki i trębacza sprzed kilku lat oraz – miejsca – jak sam Stańko określa – niewyczerpanych fascynacji, spotkań i eksperymentów, czyli Nowego Jorku.

Podczas ostatniego pobytu w USA Stańko nie tylko nagrywał w studiu, ale też wystąpił ze swoim zespołem: pianistą Davidem Virellesem, kontrabasistą Thomasem Morganem oraz perkusistą Geraldem Cleaverem w nowojorskim klubie Jazz Standard. Po tym koncercie Ben Ratliff, jeden z najbardziej liczących się krytyków muzycznych, napisał w "New York Timesie": – Dobrze jest zobaczyć starszego artystę w pogoni za nową ideą. Do niedawna polski trębacz jazzowy Tomasz Stańko wykonywał piękne treny, ballady o cierpieniu duszy w tempie rubato z free-jazzowymi pomrukami. Od kilkunastu lat ukazywały się w serii świetnych płyt wytwórni ECM, a on w tym czasie kilkakrotnie zmieniał zespoły. Produkcje te łączył wspólny nastrój i zamysł. Wyrafinowany lęk, który stał się estetyczną marką.

Tomasz Stańko urodził się 11 lipca 1942 r. w Rzeszowie. Po raz pierwszy dźwięk trąbki usłyszał jako harcerz, gdy został w drużynie wytypowany do gry na sygnałówce. Zdobył wszechstronne wykształcenie muzyczne; uczęszczał do klasy skrzypiec, fortepianu i trąbki. Ukończył Państwową Wyższą Szkołę Muzyczną w Krakowie w klasie trąbki.

Mimo klasycznej edukacji muzycznej od najmłodszych lat zafascynowany był jazzem. Jego pierwszym koncertem jazzowym, jeszcze w roli słuchacza, był występ Dave'a Brubecka w krakowskiej "Rotundzie" w 1958 r. Pierwszy zespół trębacza – Jazz Darings (1962) – stał się błyskawicznie liderem polskiego jazzu. Rok później Stańko został zaproszony do współpracy przez Krzysztofa Komedę. Brał udział w jego sesjach i późniejszych z nim wyjazdach do Skandynawii.

Reklama

Stańko uczestniczył we wszystkich najważniejszych festiwalach jazzowych, zdobywał główne nagrody. Nagrał wiele płyt: kilkaset jako muzyk towarzyszący, kilkadziesiąt autorskich albumów, wśród nich: "Music for K" (1972), "Tomasz Stańko Quintet" (1973), "Balladynę" (1978), "Witkacy Pejotl/Freelectronic" (1988), "Pożegnanie z Marią/Farewell to Maria" (1993/2005)", "Matkę Joannę" (1995), "Litanię" (1997), "Leosię" (1999), "From the Green Hill" (2001), "Soul of Things" (2004), "Suspendend Night" (2004), "Lontano" (2008), "Dark Eyes" (2009).

Dwa lata temu ukazała się autobiograficzna książka Stańki pt. "Desperdo", złożona z wywiadów, jakie z artystą przeprowadził Rafał Księżyk. – Żyłem jak diabeł – wyznaje w niej Stańko, mówiąc o swoich wcześniejszych latach. – Szaleństwo mnie ogarniało. Do kieszeni wrzucałem grudy haszyszu – luzem, fajki, amfetaminę, pastylki też luzem. Flaszkę. Wszystkie środki miałem w kieszeni. Zakładałem chustkę na głowę. Wiązałem pod szyją jak wiejska baba. Na to kapelusz, tak jak kładły peruwiańskie kobiety. (...) Tak mówiłem: "Peruwianka jestem!". (...) Nie miałem żadnych hamulców. Czułem wyraźnie, że wchodzę do szalonej krainy – opowiadał muzyk.

Opowieści Stańki, mocne, mroczne, straceńcze są świadectwem czasów, kiedy artysta desperacko eksperymentował z własnym życiem i zdrowiem, zbliżając się ku krawędziom egzystencji. W książce przedstawia jednak nie tylko siłę swoich uzależnień, ale też proces wyzwalania się z nałogów.