Pochodzisz z Poznania, nową płytę nagrywałaś w kilku miastach m.in. w Budapeszcie, gościłaś niedawno w Sopocie i Opolu, spotykamy się w Warszawie. Lubisz takie życie na walizkach?
Sylwia Grzeszczak: Takie jest moje życie – bardzo intensywne. Od wydania mojej pierwszej solowej płyty "Sen o przyszłości" jestem w ciągłej trasie. Przez ostatnich kilka miesięcy w domu byłam tylko kilka razy. To jest totalny odjazd! (śmiech). Podróże są wysiłkiem, ale ja uwielbiam przemieszczać się z miejsca na miejsce, poznawać nowe zakątki.
Jesteś właścicielką pojemnej walizki? Jakie przedmioty są niezbędnymi towarzyszami twojej podróży?
W mojej walizce, która jest cała w kolorowe postaci japońskie tzw. pamperki, najważniejsza jest... poduszka! (śmiech) W miarę możliwości muszę się dobrze wyspać! Kolejna pozycja w walizce to rozmówki angielskie Beaty Pawlikowskiej z serii "Blondynka na językach". Następnym ważnym elementem są smakołyki. Muszę mieć ich całą stertę! (śmiech)
Wakacje za pasem. Ubiegłoroczne lato spędziłaś w Portugalii. Czy na ten rok zaplanowałaś kolejną daleką podróż?
Tego lata koncertuję. Wolny czas będę miała dopiero zimą. Tak jak zawsze, będzie mi towarzyszyć w odpoczynku muzyka – nie tylko będę jej słuchać, ale także będę tworzyć nowe piosenki.
Podróże to konieczność nocowania w hotelach, ale też – jak przyznałaś przed chwilą – czas inspirujący do pisania nowych piosenek. Czy "Hotel chwil" z nowej płyty "Komponując siebie" powstał w podróży?
Często zjeżdżam sama do hotelu nad ranem po długiej trasie. Nie mam wtedy siły na cokolwiek poza... wyjściem na scenę! Gdy pomyślę o fanach, od razu dostaję skrzydeł! O tym jest piosenka "Hotel chwil" – to nasz kawałek czasu, nasze wspólne chwile, krótkie życie, które trzeba przeżyć razem jak najlepiej!
Który utwór z płyty "Komponując siebie" jest ci najbliższy?
Płytę tworzyłam tak, żeby nie było na niej tzw. zapchaj dziury, niepotrzebnego utworu, którego mogłabym się później wstydzić. Dlatego też starannie dobierałam piosenki. Utwór, który jest mi bardzo bliski – oprócz singli ("Flirt", "Pożyczony" – przyp. red.) – to "Kiedy tylko spojrzę", w którym śpiewam operowo z chórem. Wymyśliłam tę piosenkę w Gdyni i znalazła się natychmiast na płycie zamiast utworu, który skomponowałam parę minut wcześniej.
Czy jako poznanianka sięgałaś kiedykolwiek po książki Małgorzaty Musierowicz? Jedna z bohaterek – kruczowłosa śpiewaczka operowa Laura bardzo cię przypomina. Mogłabyś ją śpiewająco zagrać w ewentualnej ekranizacji.
Cieszę się, że Poznań ma taką osobę, jak Małgorzata Musierowicz. W dzieciństwie miałam do czynienia z cyklem jej książek "Jeżycjada", ale nie wiem czy byłabym w stanie zagrać Laurę, czy jakąkolwiek inną postać w filmie. Zdecydowanie wolę zajmować się tylko muzyką.
Twoją miłość do muzyki słychać nie tylko w piosenkach, ale także... widać. Na okładce płyty "Komponując siebie" widnieje twoja fotografia z wymalowaną klawiaturą fortepianu na plecach...
Taką miałam wizję. Czasu było niewiele, musiałam leżeć w bezruchu, żeby sesja nie poszła na marne (śmiech)
Podczas sesji nanoszenia farby na plecy zajadałaś się frytkami. Czy często sięgasz po fast foody?
Nie polecam tego typu jedzenia – jest bezwartościowe. Przyznaję jednak, że czasem jestem zmuszona po nie sięgnąć. Tak było w tej sytuacji.
Smakołyki w walizce, sporadyczne fast foody a sylwetkę masz nienaganną!
Genetycznie jestem szczupła! (śmiech) Mogę jeść, co popadnie i nie przytyję. Prawdę mówiąc chciałabym nabrać trochę wagi... (śmiech)
Należysz do grona najlepiej ubranych polskich artystek. Sama dobierasz sobie garderobę, czy korzystasz z pomocy stylisty?
Uwielbiam bawić się modą, wyłapywać nowe trendy. Na ogół ubieram się sama, ale przyznaję, że czasem korzystam też z porad stylistów.
Przed laty wystąpiłaś w programie "Od przedszkola do Opola". Dziś jesteś laureatką opolskich SuperJedynek oraz tegorocznej SuperNagrody. Marzenia o profesjonalnym śpiewaniu udało ci się zrealizować. Co znajduje się na twojej aktualnej liście?
Chciałabym móc pogodzić pracę zawodową z życiem codziennym w zdrowiu, sile i szczęściu...