Muzyka

Zdania co do najlepszego koncertu sceny głównej festiwalu są podzielone. Dla niektórych niekwestionowanym faworytem w tym zestawieniu jest Blur, które zawitało do Polski pierwszy raz w swej kilkudziesięcioletniej historii i dało bardzo dobre, zróżnicowane show. Przy okazji jednak okazało się, że hitów, które wywoływałyby entuzjazm publiczności, zespół nie wylansował nad Wisłą aż tak wiele, a ten największy - "Song 2" - pojawił się dopiero na bis.

Reklama

Inni bez wahania wskazują show, jakie dał Nick Cave. Koncert australijskiej legendy już umieszczany jest w zestawieniu najlepszych występów w całej historii Open'era. Rockman i jednocześnie gawędziarz skakał, wił się, wchodził w tłum, stając widzom na ramionach. Tu nie było mowy o banałach, ale też na Cave'a nie czekali przypadkowi fani. Ten występ był spełnieniem marzeń i bez wątpienia jednym z największych wydarzeń tegorocznego Open'era.

Dla innych hitem festiwalu jak do tej pory był koncert Queens of The Stone Age. Było to niespełna półtorej godziny ostrego rockowego grania, pełnego znakomitych aranżacji. Zespół to koncertowa klasa sama w sobie – i to zarówno pod względem instrumentalnym, wokalnym, realizacyjnym, jak i - o ile można to tak nazwać - społecznym. Doskonały kontakt z publicznością złapał wokalista Josh Homme, który opowiadał o tym, jak dobrze jest występować na scenie Open'era, i jak wspaniałą ma on publiczność, obficie używając angielskiego słowa na "f". Choć QOTSA nie jest tak radiowe jak Blur, to właśnie jego piosenki publiczność śpiewała, wspomagając wokalistę.

Reklama

Jeszcze inni przyjechali do Gdyni, by zobaczyć występ Kaliber 44, oczywiście w składzie wybrakowanym, jednak i tak wciąż mocno przypominającym to, czym była formacja w swym najlepszym czasie. Okazuje się, że hity sprzed 15 lat wciąż brzmią doskonale, także w towarzystwie żywych instrumentów. Wzbogaceniem występu była niewątpliwie obecność Gutka.

Nie samą główną sceną jednak żyje festiwal. Na scenie namiotowej świetny koncert dał - aż trudno w to uwierzyć - pojawiający się na Open'erze po raz pierwszy Hey. Kasia Nosowska wydawała się zaskoczona tak doskonałym przyjęciem, które zgotowała kapeli wypełniająca szczelnie namiot publiczność. Dodatkowo, Hey sprawił wszystkim niespodziankę, zapraszając na scenę Monikę Brodkę, która wspólnie z Nosowską fantastycznie wyśpiewała zamykającą album "Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!" piosenkę "Nie więcej...".

Na scenie Alter w drugim dniu festiwalu pojawili się stali bywalcy - Łąki Łan. Niezmiennie wystylizowani na mieszkańców trawiastych połaci pól - ze skrzydłami i czułkami - porwali publiczność do dzikich pląsów i podskoków. Był to bez wątpienia jeden z najbardziej energetycznych występów na festiwalu.

Reklama

Zjawiska

Osobnym zjawiskiem na Open'erze jest cała infrastruktura, która pozwala przetrwać wiele godzin w szczerym lotniskowym polu. Przede wszystkim toitoie - przed długimi rzędami toalet tłumy tłoczą się głównie między koncertami na głównej scenie. W tym roku stoją w nich głównie kobiety i co wstydliwsi mężczyźni - organizatorzy podjęli bowiem próbę skrócenia kolejek do toalet, ustawiając przenośne pisuary, z których jednorazowo może korzystać czterech mężczyzn. Przypominają one nieco wyprofilowane słupy ogłoszeniowe z kieszeniami...

Nie wszyscy jednak decydują się na skorzystanie z pisuaru na świeżym powietrzu, choć liczba chętnych rośnie wraz ze spożyciem sprzedawanego na terenie festiwalu piwa. Jeśli już o piwie mowa, to przyznać trzeba, że to rozlewane do plastikowych kubków w czasie Open'era nigdy nie miało najlepszej prasy. Zapewne m.in. z tego względu kontrole przy wejściu na teren festiwalu są tak drobiazgowe - obowiązuje bowiem zakaz wnoszenia jedzenia i wszelkich napojów. W tym roku, poza przeszukiwaniem plecaków, kieszeni i... kaloszy, służba porządkowa domaga się również zaprezentowania zawartości przegródek w portfelu.

W każdym wieku

Nie wiadomo, czy ktoś kiedyś liczył w jakikolwiek sposób średni wiek uczestnika festiwalu Open'er. Biorąc pod uwagę, jak bardzo zróżnicowana jest publiczność, najprawdopodobniej byłby to wiek... średni. Jest tu bowiem i młodzież studencka, którą najłatwiej rozpoznać po odporności na wieczorne chłody i wiatry - to do przedstawicieli tej grupy należy tytuł najdzielniejszych nosicieli krótkich szortów i koszulek na ramiączkach. Jest też grupa, którą umownie można nazwać "rodzicami" tychże studentów. Są wreszcie całe rodziny, gdzie uczestnikami koncertów są kilku- czy kilkunastoletnie dzieci.

To właśnie z myślą o nich od czterech lat przygotowywany jest kącik zabaw i atrakcji. Wciśnięty między sklepy i stoiska, gwarantuje zajęcia prowadzone przez animatorów, m.in. przygotowanie spektaklu w teatrze cieni, własnoręczne zrobienie aparatu (camera oscura), zajęcia plastyczne. A do tego ogromny jeż z piankowymi kolcami.

A dla tych, którzy nie chcą skakać na koncertach, jest: muzeum, pokazy mody, spektakle teatralne i silent disco. To ostatnie zjawisko od paru lat jest hitem festiwalu. Jest to impreza, w czasie której tłum tańczy w kompletnej ciszy, przerywanej jedynie wybuchami entuzjazmu albo zbiorowym recytowaniem tekstów piosenek. Muzyka jest zupełnie gdzie indziej - w słuchawkach, które imprezowicze zakładają na uszy. Najlepsze wrażenie osiąga się po wejściu w tłum, zdjęciu słuchawek i przypatrzeniu się roztańczonym postaciom, z których każda wygląda, jakby była we własnym świecie.

Zmęczenie

Scenę główną festiwalu od sceny namiotowej dzielą - na oko - dwa kilometry. Marsz po nierówno porośniętym trawą polu, usłanym kubkami po rozmaitych napojach, po ciemku, z ogromnej mocy lampą świecącą prosto w oczy - dla kogoś, kto od dobrych kilku godzin przemieszcza się między jednym występem a drugim, jest przeżyciem porównywalnym do wspinaczki górskiej. Chodzenie - to bez wątpienia sport typowo open'erowy.

Ale trzeba zbierać siły - przed nami ostatni dzień festiwalu, na który sprzedano być może najwięcej biletów jednodniowych. To właśnie dziś na scenie głównej wystąpią King of Leon - zespół, który jeszcze 10 lat temu, znany w Polsce znacznie węższemu gronu widzów, stał po stronie rocka brudnego, drapieżnego, niestroniącgo od nawiązań do country. Dziś kapela trzech braci i kuzyna to jeden z najbardziej pożądanych koncertowo składów świata, którego melodyjne hity doskonale brzmią na wypełnionych fanami stadionach. Zapowiada się więc wielkie muzyczne show.

Ale zespół z Nashville to nie wszystko - ci, którzy wciąż mają siłę spacerować po lotnisku w Kosakowie, niech odwiedzą namiot, gdzie zagra open'erowa wyjadaczka Novika oraz Animal Collective, a po drodze warto zatrzymać się, by posłuchać Crystal Fighters oraz Lao Che. Na Alter Space z kolei zaprezentują się m.in. Fismoll oraz Ballady i Romanse.
A na straganach i stoiskach z jedzeniem można zacząć szukać... przecen.