– To muzyka czyni go wielkim – napisał Lou Reed na swoim blogu o nowej płycie Kanye Westa. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że nie tylko same płyty, lecz także umiejętne wykorzystywanie mediów przyczyniło się do wielkości Westa. Tak samo jak Jaya-Z.
Przerwa w piątym meczu finału NBA między Miami Heat a San Antonio Spurs. Transmisję oglądają miliony Amerykanów i fanów koszykówki na całym świecie. Wtedy w telewizji zostaje wyemitowana reklama, a w zasadzie trzyminutowy filmik z Jayem-Z w roli głównej. Raper zdradza datę premiery i tytuł swojej najnowszej płyty "Magna Carta Holy Grail". Pojawiają się w nim też ci, których zaprosił do współpracy: Pharrell Williams, Timbaland, Swizz Beatz i legendarny producent Rick Rubin. Spektakularny sposób reklamowania płyty. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni w wykonaniu Jaya-Z. Przy tej raper wymyślił też wyjątkową gratkę dla fanów. Na Twitterze publikował zdjęcia nowojorskich lokalizacji, a fani musieli zgadnąć, o jakie miejsce chodzi. Zwycięzcy otrzymali specjalną książkę z informacjami o nowej płycie.
Medialnym wydarzeniem było też opanowanie przez Jaya-Z, czyli Jiggę, reklamowej mekki – nowojorskiego Times Square. 24 czerwca pojawiły się tam wielkoformatowe czarno-białe iluminacje z Jayem-Z w roli głównej. Pojęcie o koszcie takiego przedsięwzięcia może dawać to, że NASDAQ za swój neon w tym miejscu zapłaciła 2 mln dol. Doliczając montaż, to suma niemal 40 mln dol. Kogoś, kto sprzedał 50 mln płyt i którego majątek "Forbes" szacuje na pół miliarda dolarów, stać na taki wydatek. Zresztą w tym samym czasie w Nowym Jorku nie brakowało ogromnych reklam Pepsi z jego żoną Beyonce w roli głównej.
Przy jego poprzedniej płycie, wspólnej z Kanye Westem "Watch the Throne", też nie brakowało mu pomysłów na efektowne wydatki. Świecącą złotem okładkę płyty zaprojektował Riccardo Tisci, dyrektor kreatywny domu mody Givenchy, a w teledysku do singla "Otis", wyreżyserowanym przez Spike'a Jonzego, raperzy rozwalają maybacha wartego kilkaset tysięcy dolarów.
Jay-Z wie doskonale, jak promować się na przeróżnych poziomach. Używa do tego m.in. założonej przez siebie strony internetowej, coś jak blog – LifeandTimes.com. Można tam znaleźć paletę tematycznie posegregowanych zainteresowań Jiggi, od technologii przez modę po sport. Doskonale też do promocji potrafił wykorzystać kino. W 2004 roku ukazał się film dokumentalny "Fade to Black", który jest w zasadzie zapisem koncertu z nowojorskiej Madison Square Garden. Miał to być ostatni występ Jaya-Z przed usunięciem się z głównego nurtu muzycznego rynku. Koncert imponował rozmachem i zaproszonymi gośćmi. Wśród nich byli chociażby: Diddy, Missy Elliott, Beyonce i członkowie The Roots. Oczywiście Jay-Z nie zakończył po tym swojej kariery. Już dwa lata później wydał kolejny krążek "Kingdom Come".
Najnowsze dzieło Jiggi "Magna Carta Holy Grail" ukaże się 16 lipca. Można już za to delektować się nowym krążkiem Kanye Westa "Yeezus". Co prawda Kanye powiedział: – Przy tym albumie nie wypuścimy singla do radia. Nie będzie żadnej kampanii w NBA (przytyk do Jaya-Z? – red.), nie ma nawet okładki. Sama muzyka. Nie przeszkodziło to jednak raperowi, którego zresztą odkrył dla szerszego świata Jigga, przeprowadzić nie mniej spektakularnej akcji promocyjnej od jego kolegi. Pierwszy numer z płyty, "New Slaves", zaprezentował podczas projekcji wizualizacji na 66 budynkach w Stanach Zjednoczonych, Europie i Australii. Koszty takiej akcji nie były pewnie mniejsze od wizualizacji Jaya-Z na Times Square.
Mało tego, Kanye West wykorzystał do szumu wokół "Yeezus" kino. W krótkim filmiku odtworzył scenę z pamiętnego "American Psycho" z Christianem Bale’em w roli głównej. Bale zabija w niej jednego ze swoich kumpli z pracy siekierą, w domu, słuchając płyty Huey Lewis & The News i opowiadając o niej ofierze. Co ciekawe, w wersji Westa główną rolę gra w tej scenie mąż Kourtney Kardashian, czyli siostry Kim, która jest żoną... Westa. W filmiku, odegranym niemal identycznie jak oryginał, bohater słucha innej płyty. Oczywiście jest nią "Yeezus". Jak więc widać, Kanye niespecjalnie odstaje w swoim medialnym rozmachu od Jaya-Z.
Obaj wpadli w pułapkę, bo będą musieli się prześcigać w wymyślnych projektach medialnych. Sprzedali miliony płyt, mają swoje marki młodzieżowe, znane żony, przyjaźnią się z gwiazdami show-biznesu, mogą sobie pozwolić na wszystko. Pytanie, gdzie leży granica medialnej promocji. Wyznaczają ją chyba tylko pieniądze. Oczywiście raperzy nie są jedynymi, którzy potrafią promować swój album, jak promuje się nowe perfumy albo samochód. Wystarczy spojrzeć na akcje Daft Punk przy wydaniu ich najnowszej płyty. Na pewno są jednak jednymi z najbardziej skutecznych.