Historię zmagań Kory z chorobą nowotworową opisuje "Polityka". Kiedy artystka po raz pierwszy usłyszała trafną diagnozę, jej rak jajnika był już w czwartym stadium. Wcześniej lekarz ginekolog stwierdził cystę na jajniku, którą próbował leczyć antybiotykami. Kiedy później opowiadała o tym onkologom, nazywali go "mordercą".

Reklama

Na stół operacyjny Kora trafiła, kiedy nowotwór był już rozsiany, z przerzutami do otrzewnej. Kolejne operacje i cykle chemioterapii coraz bardziej osłabiały jej organizm. Światełkiem w tunelu okazała się specjalny, 6-miesieczy program, w którym producent innowacyjnego leku, nierefundowanego w Polsce, oferował go za darmo. Niestety, Korę zapomniano wpisać na listę pacjentów. Piosenkarka podjęła decyzję, iż sama zapłaci za kurację, lecz szpital, w którym się leczyła, odmówił podania leku, zasłaniając się ustawą i przepisami NFZ.

Bliskim Kory udało się znaleźć placówkę, która zgodziła się podać lek. Koszt kuracji to jednak 24 tys. złotych miesięcznie. Aby podołać finansowo, piosenkarka postanowiła sprzedawać na aukcjach malowane przez siebie figurki Madonny. Na koncerty bowiem nie ma na razie siły.

Reklama

Jak czytamy w "Polityce", Kora codziennie poświęca kilka godzin na malowanie obrazów, które również będzie sprzedawać. Dziś czuje się dobrze i pokłada duże nadzieje w nowej terapii.