Marcin Cichoński: Na płytę "Ach świecie" znów przyciągnęła pani wiele osób, które coś znaczą w muzyce.

Maryla Rodowicz: Marysia Szabłowska, dziennikarka radiowa, poleciła mi utwory Witka Łukaszewskiego, gitarzysty i poety z Poznania. Ona go dla mnie odkryła, a jego utwory mnie zauroczyły na tyle, że dzięki nim powstała płyta. Zaczęłam też grzebać w swojej poczcie mailowej. I okazało się, że np. trzy lata temu Robert Gawliński wysłał mi kilka kompozycji - demówek z gitarą. Znalazłam też cztery utwory od Romka Lipko. Zaczęłam słuchać i pomyślałam sobie: klęska urodzaju. W sumie uzbierało się ponad pięćdziesiąt propozycji. To masakryczna ilość muzyki! Zaczęłam wybierać - zostało trzydzieści, potem wybrałam dwadzieścia.

Reklama

Jak się dokonuje selekcji?

Nagrywanie demówek polega na tym, że wybiera się stylistykę, tempo i tonację - robiliśmy je z moim gitarzystą dosyć długo. Z dwudziestki nagranych wybrałam szesnaście, które pokazałam wytwórni.

Ma pani wyczulone ucho na teksty piosenek. Na kogo pani zwraca teraz uwagę i jaka jest pani ocena tekstów utworów, które słyszymy np. w radiu?

Reklama

Polscy artyści piszą coraz więcej dobrych tekstów. Przykładem są piosenki Dawida Podsiadło, do których teksty pisze chyba Karolina Kozak. Igor Herbut jest bardzo oryginalnym wokalistą, a sposób pisania ma też inny, charakterystyczny. Inaczej układa frazę. Ostatnio, lecąc do Nowego Jorku, słuchałam też Organka. To był długi lot, ja byłam w trakcie nagrywania płyty, więc sięgnęłam po moich ulubionych wykonawców: Dylana, Claptona, Dire Straits - pod kątem solówek, brzmienia. Sama mam zresztą świetnych muzyków i to słychać na płycie. Słuchając innych artystów, zwracam uwagę na barwę wokalu i różne techniczne szczegóły.

Trwa ładowanie wpisu

Reklama

Ogromne spektrum muzyczne - prawda to, że pani nie boi się w domu przyłoić sobie i posłuchać prawdziwie ostrych, gitarowych, metalowych nagrań?

Tak i nie boję się też tego na koncertach. Nawet do tego zachęcam - mam gitarzystę Piotra Radeckiego, który wcześniej grał w zespole Kat, drugi z nich, Marcin Majerczyk, jest akustyczny, świetnie gra bluesa i flamenco. Więc jak trzeba przyłoić, to Piotrek po prostu łoi.

Kontroluje ich pani - szefowa Maryla Rodowicz daje znak, że stop, już wystarczy?

Nie... Lubię, jak dokładają do pieca, jak grają ostro.

Chciałem zapytać o pani muzyczne dzieci. Miałem przyjemność niedawno rozmawiać z Darią Zawiałow, która śpiewała u pani chórki, a teraz śpiewa na własny rachunek. Nazwała panią surową, ale sprawiedliwą mamą. Jak pani podchodzi do muzycznych dzieci - ma pani ochotę chwycić czasem za telefon i udzielić rad?

Darię mam na Facebooku. Słucham nagrań, które wrzuca, jestem na bieżąco. Jak zaczyna się u mnie śpiewać w chórku, to na dzień dobry trzeba dobre czterdzieści utworów znać bardzo dobrze, bo w trakcie koncertu lubię zmieniać repertuar, czasem wrzucić coś nieoczekiwanego. Daria wokalnie jest świetna. Jeżeli jej pomogłam, to się bardzo cieszę.

Śpiewała u mnie też Magda Steczkowska - ona dalej na FB pisze do mnie "szefowa", daje rzeczy do słuchania, prosi o wsparcie.

Pani kocha Facebooka i nie może bez niego żyć, prawda? Wiele osób nie dowierza, że to pani sama chodzi po profilach i komentuje, zostawia lajki.

Uważam, że jestem nawet za mało wkręcona. Mam problem z techniką i technologią. Obsługi internetu nauczyły mnie dzieci. Ostatnio syn mnie namówił na zakup tenisówek w internecie. Mówiłam mu, że buty trzeba mierzyć. On do mnie: najwyżej zwrócisz. I to trwa już miesiąc... koszmar. Więcej tego nie zrobię. Czyli jednak nie jestem taka dobra.

Ale oczywiście, że komentuję. Jak mnie coś dotyka, to muszę zabrać głos. Wrzuciłam na przykład zdjęcie ze stadionu Legii, z 1 sierpnia. Nie sądziłam, że wzruszająca - moim zdaniem - oprawa na "żylecie" może mieć oddźwięk tak negatywny. Od razu zaczęła się dyskusja: pani oszalała z tą propagandą. Zostałam zaatakowana za to, że wzrusza mnie hitlerowiec przystawiający pistolet do głowy dziecka. Że to jest drastyczne i jak ja mogę. Świat był poruszony, widać było duży odzew w mediach. Na samym stadionie przed meczem przez minutę wyła syrena, 30 tys. kibiców odśpiewało hymn. To było dojmujące wrażenie.

Myślę, że bardzo często obrywa pani, bo jest pani Marylą Rodowicz.

Czasem mówię szybko, zanim w świat pójdzie pełna informacja. Tak było np. z Euro 2016 - byłam na stadionie we Francji na meczu Polski z Portugalią. Po spotkaniu poproszono mnie o dwa zdania do kamery. Razem z moimi znajomymi byłam zbulwersowana tym, że nie dobiliśmy Portugalii drugim golem, tylko murowaliśmy swoją bramkę. Powiedziałam, że żałuję, że prowadziliśmy 1:0 i nie dobiliśmy tej Portugalii. A mogliśmy być nawet Mistrzami Europy! I że taka sytuacja może się nie powtórzyć. Drabinka może się już tak korzystnie nie ułożyć. Spadła na mnie taka lawina hejtu, jakiej jeszcze nie zaznałam. Chciano mnie wyrzucić z Polski, odebrać obywatelstwo. Biję się w piersi, że powiedziałam o kilka zdań za dużo.

Przed panią koncert w Opolu. Jak pani podchodzi do zamieszania, które mu towarzyszyło?

Producenci telewizyjni, ludzie z TVP pracowali nad festiwalem miesiącami. I przez cały czas była informacja: nie mamy Kayah. Była korytarzowa plotka, że jest na nią zapis. Szkoda mi było Opola, bo to festiwal muzyków, polskiej piosenki. Uważam, że powinniśmy obronić go swoim udziałem. Teraz najważniejszy jest dla mnie jubileusz. Różni wykonawcy będą śpiewać moje piosenki - bardzo jestem ciekawa, jak np. wypadnie wykonanie "Damą być" z Cleo i Dodą...

W przypadku postów związanych z piłką nożną czy Opolem była pani medialnie "rozstrzeliwana". Jak radzi sobie pani z internetowym hejtem, jak to pani znosi emocjonalnie?

Nie najlepiej. Bardzo to przeżywam. Następnego dnia po wspomnianym meczu rozmawiałam z moimi znajomymi, którzy powiedzieli mi: nie wchodź do internetu, bo się przerazisz. Oczywiście weszłam. Przeczytałam i... ojej.

Ale muszę powiedzieć, że chwilę później spotkałam się z Włodzimierzem Lubańskim i opowiedziałam mu o tej sytuacji. Powiedział, że zgadza się ze mną, że wroga trzeba było dobić, cisnąć, żeby było 2:0, a nie cofnąć się na własną połowę. Powiedział: Jak ja grałem, to zawsze parliśmy do przodu - nie było sytuacji, że murowaliśmy bramkę. Miałam wsparcie, wrzuciłam zdjęcie z nim, ale nic to nie dało - ludzie są ludźmi.

Ale teraz pewnie duma z wyników reprezentacji i z tego, że byliśmy nawet na 5 miejscu w rankingu światowym - jest?

Absolutnie. Tylko boli mnie ta Legia, że nie wyszło z pucharami. Co do tego klubu - strasznie mnie dotyka, jak mówi się o żylecie "kibole". To nie są kibole, to są oddani kibice! Przygotowują się, wymyślają oprawy. Kibole robią ustawkę na autostradzie, biją się i robią zawieruchę. Oczywiście są też kibole, ale to margines. Żyleta mnie fascynuje - pamiętam mecz otwarcia nowego stadionu Legii i mecz z Arsenalem Londyn. Jeszcze nie była gotowa trybuna zachodnia - siedzieliśmy na wschodniej. Był żar, słońce świeciło nam prosto w oczy. Pamiętam, że złapałam się na tym, że nie patrzyłam na mecz, tylko na to, co robią kibice.

Jakim typem kibica pani jest?

Bardzo emocjonalnym. Nie ukrywam: zdarza się, że przeklinam, język jest bardzo siarczysty, przeżywam każdy moment spotkania. Dlatego często oglądam mecze sama. Kiedy jeszcze mąż mieszkał ze mną, mawiał, że Legia to patałachy. I czasem jak ja oglądałam mecz, to on drzemał i się bardzo denerwował, gdy krzyczałam "gol". I awanturował się, że nie szanuję tego, że on drzemie...

W Opolu zaśpiewa pani swe utwory z różnymi wykonawcami. Ale te przeboje żyją też swoim życiem, są śpiewane przez różnych wykonawców. Słyszałem kiedyś opinię, że ten, który wykonuje pierwszy utwór, powinien móc zabraniać niektórych wykonań.

Na pewno śpiewając np. teksty Agnieszki Osieckiej, trzeba włożyć dużo emocji, bo są one bardzo emocjonalne. Ja jestem zwyczajnie zazdrosna o to, że ktoś śpiewa moją piosenkę.

Wystąpiłaby pani na Przystanku Woodstock?

Oczywiście, natychmiast. To wyjątkowy festiwal. Była taka propozycja, ale to wszystko było zarazem dziwne. Kiedy upadło pierwsze Opole i Jurek Owsiak napisał, że zaprasza mnie, żebym zaśpiewała na Woodstocku, byłam bardzo szczęśliwa. Występ tam to na pewno wielkie przeżycie. Coś się jednak posypało na linii menadżerów. Potem Jurek Owsiak pojechał po mnie, że nie popiera mojego wyboru, że wolałam iść do telewizji Kurskiego niż do niego. A wcześniej, jak otwierał festiwal, to mówił o potrzebie tolerancji. Ale i tak go bardzo szanuję za to, co robi.