W wywiadzie w magazynie "New Yorker", opublikowanym kilka dni przed premierą nowej płyty, Iggy Pop powiedział: "Od dawna zastanawiam się, co mógłbym robić, gdybym skończył z muzyką. Czy popijałbym herbatkę i się relaksował, czy miałbym depresję i zaczął pić". Przyznał, że jednak, póki co, nie myśli o emeryturze. Wspominał o niej przy okazji premiery poprzedniej płyty, "Post Pop Depression" w 2016 r. Jak powiedział dziennikarz muzyczny Paweł Waliński, "dobrze, że nie dotrzymał słowa, że to jego ostatnia płyta".

Reklama

"Płytą Post Pop Depression Iggy Pop pokazał, że nowy album to nie muszą być właściwe dinozaurom, pachnące naftaliną memorabilia, tylko kawał dobrego, wcale nieprzeterminowanego grania" - dodał.

O nowej płycie "Free" Amanda Petrusich napisała w magazynie "Newcastle Herald", że być może nie jest najwybitniejszym dziełem Jamesa Osterberga Jr. - to prawdziwe nazwisko muzyka - ale Iggy Pop pokazuje, że wciąż ma coś do powiedzenia.

Reklama

Krytyk strony "Lauder Than War" napisał z kolei, że "Free" to świetnie wyprodukowany, wciągający, klimatyczny album, a w recenzji płyty na stronie "The Arts Desk" dziennikarz stwierdził, że może być ona "dla Iggy’ego tym, czym dla Johnny’ego Casha stała się seria nagrań +American Recordings+, które realizował pod koniec życia. Nie każdy wsiąknie w tą staromodną, filozoficzną piosenkę poetycką, ale dla wielu może być wzruszającą płytą".

Sam Iggy Pop powiedział o "Free": "To płyta, na której inni artyści mówią w moim imieniu, ale ja użyczam swojego głosu. Pod koniec tras promujących +Post Pop Depression+ doszedłem do wniosku, że muszę pozbyć się problemu chronicznej niepewności, który od dawna torpedował moje życie oraz karierę. Czułem się również wyzuty z energii. Miałem moment, w którym pragnąłem po prostu włożyć ciemne okulary, odwrócić się i odejść. Chciałem być wolny. Wiem, że to tylko iluzja, a wolność to jedynie poczucie; jednak całe swoje życie spędziłem w przekonaniu, że to uczucie jest wszystkim, do czego warto dążyć – niekoniecznie szczęście czy miłość, ale właśnie wolność. Dlatego album +Free+ po prostu mi się przydarzył, a ja na to pozwoliłem".

Reklama

W nagraniach wzięli udział m.in. amerykański trębacz Leron Thomas oraz kompozytorka, gitarzystka i reżyserka Sarah Lipstate występująca jako Noveller.

Dziennikarka "New Yorkera" w tekście o Popie i jego nowej płycie podkreśla, że w ostatnim czasie Iggy zaczął pisać bardzo osobiste teksty. W piosence "Loves Missing" na "Free", śpiewając o sile przyjaźni i lojalności, jego głos jest z jednej strony ciężki i głęboki, a z drugiej swoją delikatnością przypomina dokonania Jacquesa Brela.

Trwa ładowanie wpisu

Cytowany przez dziennikarkę Wayne Kramer z rockowego zespołu MC5, który przed laty wielokrotnie występował razem z zespołem Iggy’ego Popa The Stooges, podkreśla, że Iggy od zawsze pilnował, by w muzyce się nie powielać, nie iść tą samą ścieżką.

Nowych kierunków w muzyce Iggy poszukiwał od samego początku swojej kariery.

Urodził się jako James Osterberg w 1947 r. niedaleko Detroit. Karierę muzyczną zaczął od gry na perkusji.

W książce "Iggy Pop: Upadki, wzloty i odloty legendarnego punkowca" Paul Trynka pisze: "James Osterberg uczył się grać przy szkolnej orkiestrze paradnej, a z czasem został jej członkiem. Gdy pierwsze powiewy rock and rolla zaczęły docierać do stanu Michigan, wyjechał na letni obóz, zabierając ze sobą swój paradny bęben. Pewnego poranka, kiedy siódmo- i ósmoklasiści zostali wezwani na plac apelowy, Jim z własnej inicjatywy postanowił poprowadzić ich przez leśne ścieżki, niczym flecista z bajek braci Grimm, który przekwalifikował się na bęben".

"Jim grał naprawdę dobrze, a dzieciaki po prostu ustawiły się w szereg i zaczęły maszerować (…) Nie miał na sobie koszulki i wyglądał naprawdę zdrowo i atletycznie" – pisze w książce Trynka cytując jednego z przyjaciół Iggy’ego. Brak koszulki stał się znakiem rozpoznawczym Popa. Do dziś muzyk występuje na scenie w samych spodniach.

W latach 60. Pop zaczął słuchać rock’n’rolla, chłonął płyty Raya Charlesa i Chucka Berry'ego. W 1963 roku założył zespół Iguanas, który specjalizował się w coverach The Beatles, Rolling Stones i The Kinks. Potem był jeszcze członkiem bluesowego składu Prime Movers, aż w 1967 roku rozpoczęła się kariera The Stooges.

Jak pisze Amanda Petrusich, "The Stooges nie byli specjalnie zainteresowani melodiami. Preferowali generowanie opętańczego hałasu przy użyciu młotków, robotów kuchennych i beczek".

Ich koncerty przeszły do legendy. Simon Reynolds w książce "Podrzyj, wyrzuć, zacznij jeszcze raz. Postpunk 1978-84" cytuje Alana Vegę z zespołu Suicide, która wspomina koncert The Stooges z 1970 r: "Iggy wleciał w publiczność, potem wrócił na scenę, zaczął się ciąć pałkami od perkusji, krwawił. Cały występ trwał ze 20 minut. Po wszystkim realizator puścił jeden z koncertów brandenburskich Bacha. Co pasowało idealnie, bo w końcu byliśmy przed momentem świadkami wielkiego wydarzenia artystycznego. Po raz pierwszy w życiu doświadczyłem, jak scena i widownia stają się jednością. Uświadomiło mi to, że dzieła sztuki nie muszą być statyczne, że można tworzyć sytuacje".

Z kolei Gareth Murphy w książce "Cowboys and Indies: The Epic History of the Record Industry" wspomina jeden z koncertów Iggy’ego, kiedy ten cały posmarowany masłem orzechowym wykonał skok z wysokości trzech metrów w tłum. Ten go nie złapał, Iggy wylądował więc na ziemi.

W filmie "Gimme Danger" o zespole The Stooges w reżyserii wieloletniego przyjaciela Popa, Jima Jarmuscha, muzyk wspomina jak pewnego dnia na koncertach na początku kariery zaczął "skakać w dziwny sposób, wijąc się i wyginając jak pawiany przed walką". Wtedy poczuł, że publiczność jest zachwycona i te charakterystyczne ruchy wykonuje do dziś.

The Stooges, w którym obok Popa grali również bracia Ron i Scott Ashetonowie oraz Dave Alexander, rozpadł się w 1971 roku, po nagraniu dwóch płyt: "The Stooges" i "Fun House".

Jednak już rok później, m.in. dzięki namowom ich fana Davida Bowiego zespół wznowił działalność. W 1974 r. kapela ponownie zawiesiła działalność, powodem było m.in. uzależnienie Popa od narkotyków. W 2007 i 2013 roku, w różnych składach, choć zawsze z Popem, zespół reaktywował się by nagrać nową płytę i zagrać kilka koncertów. Dziś, nie żyje już nikt z oryginalnego składu, nie licząc Popa.

Cytowany przez Garetha Murphy’ego w książce "Cowboys and Indies" menadżer The Stooges, ale też m.in. Ramones Danny Fields stwierdził: "Trudno wymiernie ocenić wpływ, jaki Iggy i jego zespół mieli na innych muzyków w różnych częściach globu. Byli protoplastami punka, bez nich nie byłoby punkrocka, zespołów takich jak Sex Pistols czy Ramones i nic, co było wartościowe w latach 70.".

Autor dokumentu o The Stooges "Gimme Danger", Jim Jarmusch, w jednym z wywiadów stwierdził, że to dzięki pierwszej płycie The Stooges z 1969 roku odkrył dla siebie nowe muzyczne horyzonty. Reżyser "Nocy na ziemi" i "Truposze nie umierają" (Iggy Pop wcielił się w nim w rolę zombie) uważa The Stooges za najważniejszą kapelę w historii rocka.

Do fascynacji muzyką The Stooges przyznawali się członkowie takich grup, jak Sonic Youth i Nirvana, której lider Kurt Cobain nazywał Popa swoim największym idolem. Grupa inspirowała także zespoły ze sceny nowofalowej, metalowej i krautrockowej.

Paweł Waliński powiedział, że "Iggy jest dla muzyki personą o tyle ważną, że to jedna z ostatnich postaci z jego pokolenia, które tak doskonale oddają etos rockowego buntu - kaskader życia, używek, niebezpiecznych zachowań scenicznych., nieburżuazyjnej seksualności. Zwierzę. po prostu. A przy tym, przy wszystkich swoich ewentualnych technicznych niedomaganiach świadek, uczestnik i prowodyr najpierw punka z The Stooges, a potem post-punka na solowym +The Idiot+".

"Idiot" to pierwszy solowy album Iggy’ego. Ukazał się w 1977 roku, a w studio wspierał go m.in. David Bowie. W tym samym roku ukazał się kolejny album Popa z Bowiem, "Last for Life" z przebojami "The Passenger" i tytułowym.

Pop wystąpił w kilkudziesięciu filmach, w tym kilku Jima Jarmuscha ("Kawa i papierosy", "Truposz", "Truposze nie umierają"). Ich reżyser powiedział o muzyku: "Iggy Pop jest jak Wacław Niżyński, Bruce Lee, Harpo Marx i Arthur Rimbaud w jednym".

Kilka dni temu, 72-letni Pop został uhonorowany przez magazyn "GQ" specjalną nagrodą "Lifetime Achievement Award" za trwającą niemal 60 lat karierę naznaczoną niezwykłym wizerunkiem scenicznym i za eksploracje różnych muzycznych gatunków, od hard rocka, przez punk rock, po blues i jazz.

Iggy eksploruje je również w radio. W swojej audycji w BBC Radio 6 Music puszcza również polską muzykę. Iggy polecał już m.in. projekt Johna Portera i Adama Nergala Darskiego Me And That Man, alternatywne zespoły Trupa Trupa i Hańba! oraz eksperymentującą z elektroniką Zamilską.

W jednym z wywiadów Iggy powiedział: "Lubię jak muzyka jest napastliwa, jak brzmi jak drapanie paznokciami po tablicy, jak wprowadza mnie w dziki stan".

Reżyser Jim Jarmusch wspomina jednak, że warto pamiętać, że Iggy to nie tylko dziki, rozebrany, zatracony w szalonym tańcu wariat na scenie, ale też człowiek delikatny i wrażliwy na sztukę oraz interesujący się historią.

Swoje wrażliwe oblicze Iggy pokazuje na płycie "Free". "Newcastle Herald" pisze, że czasami Pop brzmi tu jak Thom Yorke z Radiohead, innym razem tłem dla jego wywodów jest tylko pianino i saksofon. Iggy jednak wciąż nawołuje do działania. Śpiewa: "nie możesz się poddać i nie robić nic, czas działać".

Iggy robi to widowiskowy sposób od sześciu dekad.

Wojciech Przylipiak/PAP