Mój pomysł na płytę wygląda tak: trzech gości siada jednocześnie w studiu i daje czadu w towarzystwie delikatnego promienia czerwonej lampki – zdradził w wywiadzie producent płyty Rick Rubin. Ten sam, który pracował chociażby z Beastie Boys, Metallicą, Johnny Cashem, Public Enemy czy LL Cool J. Obecność tych ostatnich na jego ogromnej imponującej współpracowników może po trosze wyjaśniać, dlaczego ZZ Top otwierają "La Futura" coverem zakurzonego hipohopowego numeru DJ-a DMD i raperów Lil' Keke oraz Fat Pat "I Gotsta Get Paid". W wersji brodaczy kawałek powala ostrymi gitarami i charczącym wokalem Billyego Gibbonsa.

Reklama

ZZ Top grają od ponad 40 lat (w niezmienionym składzie), ale na "La Futura" brzmią tak, jakby od tej płyty zależał ich udany start w show biznesie. Numery ciągną do przodu, nie dając słuchaczowi przerwy od bluesowego koktajlu. Nie licząc dwóch ballad "Over You" i "It's Too Easy Mañana" ZZ Top zalewają uszy mocnymi riffami, szarpanym basem i głęboką perkusją. Momentami dochodzi do tego harmonijka Jamesa Harmana (arcydzieło w "Heartache in Blue"), który ma za sobą kolaborację z takimi tuzami, jak John Lee Hooker, Muddy Waters, B.B. King czy T-Bone Walker.

Warto też zwrócić uwagę na chyba najbardziej rockowy numer na płycie, w duchu Rolling Stones "I Don t Wanna Lose, Lose, You". Gibbons dla www.musicradar.com wspomina zresztą, że riffy powstały po rozmowie z Keithem Richardsem o magicznych gitarowych chwytach w różnych kawałkach, na przykład "Start Me Up" Stonesów.

Oby ZZ Top udało się z tym materiałem przyjechać w końcu do Polski. Tak energetyczne granie jak na "La Futura" rozsadziłoby niejedną halę.

Reklama

ZZ Top | La Futura | Universal Music Polska