"Prezydent Klenczon", "Autodiss", "Dziad" – to mocne zabawy słowem i dźwiękami, które spodobają się tym, którzy na przełomie lat 80. i 90. nosili bluzy z kapturem. Jego najnowsza, czwarta płyta "Sellfie" nie jest jednak tylko nawiązaniem do hiphopowego, surowego klimatu sprzed lat. Ma do zaoferowania dużo więcej.

Reklama

Beneficjenci Splendoru na poprzednich płytach krążyli wokół eksperymentalnego popu, czasami zahaczając m.in. o rocka. Tutaj też penetrują różne rejony. Wybija się chociażby "Sztuczka" w jazzowym, delikatnym nastroju, którą na pewno z pocałowaniem ręki do swojego repertuaru przygarnęliby bracia Waglewscy. Podobny, trochę triphopowy klimat ma "Wszyscy przegraliśmy". Rockowo robi się we "Wściekłym maju" z tekstem Bartosza Sadulskiego. "Michelle WNM" wciąga lekkością i gitarową melodią. Najbardziej wzrusza "Zero absolutne" z Barbarą Wrońską gościnnie na wokalu. Delikatne klawisze przechodzą tu w rozbudowaną wariację łagodzoną delikatnym głosem Wrońskiej.

Tradycyjnie Marcin Staniszewski nie boi się atakować słowem. Dosadnie opisuje społeczno-polityczną rzeczywistość. Śpiewa, a raczej rapuje o wszechobecnej modzie na dzielenie się bardzo intymnymi aspektami swojego życia, o ultrakatolickim widzeniu świata, branży muzycznej. Sporo tu autobiograficznych momentów, ale Staniszewski sprytnie przemyca w nich, nie ma co ukrywać, smutne prawdy o współczesnej Polsce. Jest trochę narzekającym dziadem ("Dziad"), ale jednocześnie stara się pobudzić słowem. Warto przesłuchać tę płytę wiele razy, by wyłapać językowe perełki autora oraz muzyczne smaczki.

Reklama

Beneficjenci Splendoru | Sellfie | Color My Sound/Audio Cave