"To Pimp a Butterfly" wyszło na światło dzienne niemal równo rok temu. Po tej płycie Lamara ogłoszono wizjonerem. Krążek otrzymał znakomite recenzje, wiele mediów umieściło go na pierwszych miejscach najlepszych płyt roku, znalazł się na szczycie listy Billboard 200, tylko pierwszego dnia na Spotify ściągnięto go niemal 10 mln razy, sprzedał się w ponad milionie egzemplarzy, otrzymał za niego kilkanaście nagród i zachwyty samego prezydenta Obamy. A to wszystko za niełatwą muzycznie, mieszającą hip-hop z free jazzem i soulem płytę o problemach afroamerykańskiej społeczności.

Reklama

Beztytułowy i pozbawiony produkcyjnego dopieszczenia album "Untitled Unmastered" Lamar wydał niespodziewanie. Nieco ponad półgodzinny materiał prezentował w częściach podczas różnych okazji przez ostatnie miesiące, m.in. w telewizyjnym "The Tonight Show Starring Jimmy Fallon" czy podczas ceremonii rozdania nagród Grammy. Minimalistyczny ton wydawnictwa „Untitled Unmastered", podkreślany surową okładką i gadżetami, podkręcają, jak zwykle w przypadku płyt Lamara, wyjątkowi goście. Są tu przy mikrofonie chociażby Cee Lo Green, wokalistka SZA, Jay Rock i Bilal. Wśród producentów obok Ali Shaheeda Muhammada z kultowego składu A Tribe Called Quest znalazł się nawet pięcioletni syn Alicii Keys i producenta Swizz Beatza, Egypt. Z instrumentami pojawili się z kolei pianista Robert Glasper, basista Stephen Bruner znany jako Thundercat i multiinstrumentalista Terrace Martin.

Reklama

Cała trójka ma za sobą spore jazzowe doświadczenia i to słychać na "Untitled Unmastered". Ta płyta to hip-hop w wersji jazzowej. Jest przy tym niezwykłym pokazem nierozerwalnego kontaktu współczesnej czarnej muzyki z soulem, funky czy jazzem sprzed lat. Zresztą Lamar w wywiadach podkreśla, że w Campton wychował się nie tylko na rapie Dr. Dre, ale też płytach swoich rodziców, chociażby zespołu The Temptations.

Reklama
PAP/EPA / KABIR DHANJI

Gdyby Amerykanie mieli swoją serię a la nasza "Polish Jazz", to "Untitled Unmastered" mogłoby się w niej spokojnie znaleźć jako wizjonerskie podejście do free jazzu. Kendrick Lamar używa go w swój hiphopowy sposób, okraszając mrocznymi pojedynczymi dźwiękami i surowym rapem, nieunikającym przy tym dosadnych, wulgarnych słów. W zasadzie trudno tu jednoznacznie wskazać jakieś gatunki. Kendrick tak nimi miesza, że stają się trudnymi do zdefiniowania kompilacjami czarnej muzyki. Najbardziej surową kompozycją wydaje się ponad ośmiominutowe "untitled 07 | 2014 – 2016". Bardzo zróżnicowany kawałek z różnymi przykładami raperskiej nawijki oraz surowym jammowaniem i improwizacją wokalną brzmiącymi, jakby były nagrane na kasetę magnetofonową.

Przesadą będzie nazwanie tej płyty epokowym dziełem i albumem na miarę "To Pimp a Butterfly". "Untitled Unmastered" jest zapisem pewnych pomysłów, umiejętności, prób, zabawy. Niekoniecznie do wchłonięcia naraz, wymagający kilku podejść. Ale jeżeli Lamar wydaje takiej jakości krążek z niedopracowanymi piosenkami, to aż ciarki przechodzą na myśl, gdzie może pójść na kolejnej płycie. Jeżeli ktoś ma ustawić pomost między muzyką dojrzałych fanów jazzowo-funkowo-soulowych dźwięków sprzed lat a młodzieżową zajawką na hip-hop oraz przekonać niedowiarków do ambitnego, wartościowego rapu, to najmocniejszym kandydatem jest obecnie Kendrick Lamar.

Kendrick Lamar | Untitled Unmastered | Universal Music