Muzykę z pogranicza r&b, soul, funku i jazzu w Polsce gra się ciężko. Radia przez lata uśpione były (i w ogromnej większości wciąż są) na balansowaniu wokół brzmień lat osiemdziesiątych – pomiędzy disco a poprockiem, a nisze metalowe i hiphopowe rozwijały się siłą subkultur. Na delikatne, nie sprzyjające utożsamianiu się dźwięki miejsca raczej nie było, mimo poszukiwań u nawet wielkich naszej sceny.

Reklama

Michał Cywiński oraz Dorian Sidorowicz czyli Cywinsky X Dorian od pierwszych dźwięków pokazują, że tu nie ma jakichkolwiek kompromisów, czy prób adoptowania gatunku na potrzeby polskiego rynku. Oni po prostu tworzą go z wszystkimi zasadami sztuki, skupiając się na klimacie, dopieszczając brzmienia. Nie boją się też tego, co w naszym kraju zawsze było sztuką niepopularną – wokal męski wędruje tu w bardzo wysokie tonacje, ale w przeciwieństwie do osób, które w latach 90tych próbowały gatunek do nas wprowadzać – z lekkością, takim zwyczajnym luzem.

Bo luz jest największą siłą płyty „CD Player”. Tam, gdzie większość skupia się na forsowaniu strun głosowych, które przypominają (jak nazwał to niegdyś krytyk muzyczny Paweł Waliński) objawy przedawkowania stoperanu, duet dba przede wszystkim o przebojowość. Przez 41 minut z hakiem zmuszeni jesteśmy do wejścia w poruszanie stopami, głową, wybijanie rytmu palcami.

Podobają się goście, subtelnie dawkowani na płycie. I choć na pewno pomogą w dotarciu do szerszego audytorium, to nagrania takie jak „Bez Ciebie” czy „It’s All Good” stanowić będą (mam nadzieję) o sile duetu. W drugim wprowadzeni jesteśmy w taki klimat, że nic tylko uwierzyć, że zaraz obudzimy się w upalną noc, gdzieś z początkiem lat dziewięćdziesiątych na Brooklynie, gdzie za ścianą radio gra właśnie to nagranie. Rzadka to sztuka – bo powracając do historii gatunku w Polsce, wszystkie dotychczasowe nagrania poziomem produkcji bardzo boleśnie przypominały nam o tym, że powstawały blisko Wisły. Cywinsky X Dorian w ten świat weszli bez kompleksów i nawet, gdy w piosenkach brzmi polski tekst, nie próbują ścigać się z akcentem, by brzmieć jakoś inaczej. Oni luz i feeling mają we krwi

Reklama

A przy okazji – to kolejny dowód na to, że pojawiło się pokolenie twórców, które całkowicie nie ogląda się na to, co było. Korzystając z nieograniczonych zasobów sieci chłonie dźwięki takie, jakie chce. Spodziewajmy się cudownych lat dla polskiej muzyki. Bo cudowne nuty – takie jak z tej płyty – już są.

Trwa ładowanie wpisu