Nie lubię określenia supergrupa. Narzuca ona myślenie o muzykach w kontekście superbohaterów. A przecież – jak ostatnie filmy o niezwykłych bohaterach pokazują – tendencja jest jasna: wszyscyśmy z tej samej gliny, a tylko niektórzy od natury talent inny dostali.

Reklama

Nie obiecywałem sobie, że nagle dostanę coś co będzie super, czyli wyrastało ponad poziom znany z płyt Quidam czy produkcji Riverside. Bo – szczerze mówiąc – patrząc na sukcesy tych grup na świecie, uprawnione jest stwierdzenie, że one na swój status „supergwiazdy” zapracowały wypełniając hale i areny. Ale też zlekceważyć albumu „Breaking Habits” nie można. To bez wątpienia jedna z najlepszych rockowych produkcji ostatnich lat w Polsce.

Głos wprowadza nas w pewnego rodzaju rozdwojenie jaźni. Bo Mariusz Duda nie zmienia t nagle swej stylistyki śpiewania – może chwilami stara się podciągnąć rozmarzone frazy w stronę charakterystyczną dla hard rocka, ale co mniej zorientowani mogą się nabrać. Gdyby tak też wsłuchać się w „Pod niebem czas” czy koncertowy materiał z Baja Prog też moglibyśmy powiedzieć, że jabłoń wcale tak wielkiego rozrzutu nie miała.

Można odnieść wrażenie, że płyta powstała z radości grania, z przyjemności jaka muzycy czerpali grając ze sobą w studiu. Słychać to i w tytułowym „Breaking Habits”, które wydaje się naturalna konsekwencją wspólnego jammowania – słychać jak ze wspólnych eksperymentów, korespondencji sekcji z gitarą rodzi się melodia. Słychać, że nie ma tu przymusu, noża na gardle, wydawcy z brzytwą krzyczącego „deadline”! Z drugiej strony nie ma tez innej pułapki projektów nagrywanych bez presji – zbytniego odbiegania od formy i ucieczki od profesjonalizmu.

Reklama

Magicznych momentów na płycie jest więcej: „Floating Over” ma fragmenty przypominające klimatem Rush, „Feet on the Desk” to zabawa formą i głosem (przy okazji to nagranie, w którym Duda od Riverside ucieka chyba najdalej).

Ciekaw jestem dalszych losów grupy. Pierwszy album rozbudził nadzieje, sprawił że już chce się kontynuacji. Zwłaszcza, że czterdzieści trzy minuty przy tej płycie upływają nie wiedzieć kiedy.

Trwa ładowanie wpisu