Bez przesady można stwierdzić, że jest zaledwie kilku twórców, którzy mają taki magnetyzm sceniczny. Jego występy zostawiają trwały ślad w głowie, nie pozwalają z niej wyparować nawet wtedy, kiedy widzieliśmy w życiu tysiące innych, lepszej lub gorszej maści grajków. Legendą owiane są występy artysty w Warszawie w 1997 roku – w trakcie pierwszego, genialnego koncertu na scenę wtargnęła publiczność, a tracklista występu, zawierająca zarówno ówczesny radiowo-telewizyjny megahit „Where The Wild Roses Grow”, jak i najważniejsze dla wielu z fanów „The Mercy Seat”, „The Wheeping Song” uważana jest do dziś powszechnie za jedną z najlepszych w dorobku. Później były występy we Wrocławiu, Warszawie i szaleństwo na Open’erze.

Reklama

Koncertowe wykonania nagrań Cave’a są solą twórczości. Niezwykłe wydawnictwo „Lovely Creatures” zostało przygotowane Nicka, ale i Micka Harveya. Muzycy przeszukali archiwa, poszperali i znaleźli to, co według nich jest drogowskazem dla tych co zaczynają, a podsumowaniem dla tych, co już z twórczością za pan brat. Na DVD znajdziemy i występy w małych salach, kameralne spotkania z miłośnikami, jak i triumfalny wjazd na wielkie imprezy, jak np. Glastonbury, czy Bizzare Festival. Niektóre zdjęcia są stare, przypominające czasy VHS, wiec czasem rozjedzie się obraz, czasem sprzęgnie dźwięk. Celowo pozostawiony i nie oczyszczony brud lepiej koresponduje z wykonaniem, które nie jest przeznaczone do uszu nastawionych na EDM, czy inny współczesny bełkot. Oglądanie wykonań (najstarsze z 1984 roku) przywraca nam wiarę w siłę prawdziwej twórczości, na triumf ekspresji nad robotyzacją, na zwycięstwo duszy. Zupełnie to inny obraz koncertów i festiwali – nie ma tu samotnego człowieka wymachującego łapkami przy laptopie, jest ocierający się o geniusz zespół, który rozumie się tak, jakby życie ze sobą spędził.

Trwa ładowanie wpisu

Jest też ukłon do tego, co przez chwilę uczyniło z wokalisty gwiazdę popkultury. W 1995 roku dla MTV Most Wanted Nick Cave i Kylie Minogue w magiczny sposób wykonali „Where The Wild Roses Grow”. Minogue szepcze do mikrofonu, chwyta Cave’a za ramię – między parą jest rodzaj scenicznego oddania zbliżającego wykonanie do teatru, niż do klipu, który kiedyś zabił rynek muzyczny. Ukłon ten ginie jednak przyduszony przez ekspresję, która płynie z „The Mercy Seat” lub „Jubilee Street” (chciałbym być jednym z tych dzieciaków, co w chórze na scenie śpiewa). I chyba najbardziej muzyk i jego zespół autentycznie wygląda kręcone jakby ukradkiem, z kamery, która drży od zmęczonych (?) rąk przypadkowego operatora, który uwiecznia, ile uczucia można włożyć w wykonanie „Dig, Lazurus, Dig!!!”. Lub z powstałego w 1986 roku nagrania do „I’m Gonna Kill That Woman”. I uzmysławia dlaczego warto artystę na żywo zobaczyć choćby raz.

Reklama

Mam wrażenie, że w wersji deluxe trzy płyty są dołożone do DVD, które jest osią „Lovely Creatures”. Oczywiście podróż z nimi na koncert lub festiwal sprawi, że najdłuższy dystans pokonamy szybciej niż by to pokazywały wskazówki zegara. Całość robi wrażenie totalne. Lektura obowiązkowa.

"Lovely Creatures The Best of Nick Cave & the Bad Seeds 1984 - 2014"

Shutterstock