Inne znakomite aktorki jak Reese Witherspoon, Nicole Kidman czy Ellen Page też dobrze radzą sobie przy mikrofonie, ale charyzmą i pomysłem na siebie jako wokalistkę na pewno przebija wszystkie Juliette Lewis. Jedną z jej pierwszych aktorskich przygód był występ w serialu "Cudowne lata". Przełom w karierze Juliette nastąpił w 1991 roku, kiedy zagrała w "Przylądku strachu" w reżyserii Martina Scorsese. Za swoją rolę dostała nominację do Oscara. Potem były m.in. "Kalifornia”, "Co gryzie Gilberta Grape'a", "Urodzeni mordercy", "Od zmierzchu do świtu", a w zeszłym roku "Sierpień w hrabstwie Osage". Dziesięć lat temu ukazał się pierwszy album jej zespołu Juliette and the Licks. Na epce "…Like a Bolt of Lightning" pokazała punkrockowy pazur. Kilkukrotnie wystąpiła z zespołem w Polsce. Ostatni jej krążek to wydana pięć lat temu rockowa "Terra Incognita". Lewis nie śpiewa na nim czułych, romantycznych pioseneczek, jak wspomniane wyżej koleżanki po fachu, ale atakuje zdecydowanym, wielobarwnym wokalem momentami przypominającym PJ Harvey. Brzmi trochę tak, jakby wciąż odgrywała dziką Mallory Knox z "Urodzonych morderców". Szkoda, że tak długo każe czekać na swój kolejny materiał
Aby go zobaczyć przejdź do strony z najnowszymi komentarzami.