Cheryl Cole
"3 Words"
Wyd. Fascination 2010
Ocena 1/6



Czy Wyspiarze doczekali się wreszcie nowej Posh Spice? Gwiazda popularnego girlbandu Girls Aloud Cheryl Cole debiutująca solowym albumem „3 Words” ma wszelkie predyspozycje ku temu. Jest żoną piłkarza Ashleya Cole’a, występuje w reklamach i programach telewizyjnych, pojawia się na okładkach kolorowych magazynów, uchodzi za ikonę stylu i najgorętszą kobietę na Wyspach. No i do tego nie ma zupełnie pomysłu na siebie ani żadnych przebojów w zanadrzu.




Reklama

Odpowiedzialny za tę poważną wpadkę jest w dużej mierze Will.i.am. Nie wiadomo do końca, dlaczego Cole zwróciła się o pomoc do członka Black Eyed Peas, zamiast skorzystać z pomocy ekipy producenckiej Xenomania, która stoi za sukcesami jej zespołu. Może liczyła na to, że wspólnie stworzą kolejny hit lata na miarę „Heartbreaker”? A może chciała sobie otworzyć drogę na rynek amerykański?

Cóż, na razie nie osiągnęła ani jednego, ani drugiego. W zamian dostała do zaśpiewania np. tytułowy utwór „3 Words”, brzmiący jak kiepska podróbka ostatnich dokonań Davida Guetty. Z kolei „Boy Like You” jak odpad z drugiej części „Shock Value” Timbalanda.

Do pomocy przy pozostałych utworach Cole zatrudniła sobie jeszcze drugoligowy zestaw producentów m.in. Frasera T. Smitha, Syience, Taio Cruza, holenderską ekipę Soulshock & Karlin – ale i oni zawiedli. „Rain On Me” czy „Parachute” mogłaby nagrać Natasha Bedingfield albo pierwsza lepsza amerykańska popowa wokalistka w modnym stylu r’n’b. Artystce nie tylko brakuje własnego, rozpoznawalnego stylu, ale przede wszystkim charyzmy. Nawet singlowy „Stand Up”, który z założenia ma być kawałkiem imprezowym, wywołuje raczej niekontrolowany efekt ziewania. Podobnie rzekomo autobiograficzne teksty nie budzą takich emocji, jak poświęcone Cole informacje zamieszczane w serwisach plotkarskich. W tym zestawie jedenastu piosenek zaledwie poprawnie wypada funkujące „Make Me Cry” i oczywiście przypominany na końcu przebój sprzed pół roku.

Reklama

Swego czasu Victoria Beckham w jednym z wywiadów przyznała się do tego, że nagranie przez nią solowego albumu było niepotrzebne. Może Cheryl Cole też kiedyś dojdzie do tego wniosku?