Podobno producent płyty miał wizję: śniła mu się piosenka Jacka Kaczmarskiego "Mury" w rytmie "Get Up, Stand Up" Boba Marleya. Zbudził się zlany potem i powiedział: "Trzeba nagrać więcej takich piosenek, a zrobi to Habakuk".
"Mury" to akurat najgorszy punkt albumu "A ty siej". Hołd oddany zmarłemu przed trzema laty Kaczmarskiemu okazał się karkołomnym zadaniem dla legendy polskiego reggae. Bo jak tu rozkołysać młodą publiczność, która najlepiej bawi się przy beztroskich rytmach z Jamajki, a przy okazji przekonać ją do wzniosłych tekstów barda "Solidarności"?
Niestety, w wielu utworach razi bezradność w interpretacji tekstów i nawet zaproszeni goście kładą kolejne utwory. Ania Witczak zniechęca krzykliwą manierą, a Muniek brakiem wyczucia rytmu. Równie nieporadnie Jarek Bester próbuje wzbogacić reggae słowiańską nutą swego akordeonu. Za to znakomicie wypadają utwory zagrane w czystej konwencji reggae, takie jak otwierająca "Arka Noego" czy "Niech…". Ich ciepła wibracja oraz zaangażowany przekaz pozwalają przez chwilę śnić o tym, że Kaczmarski mógłby być Marleyem z Polski!
Na koniec pozostaje pytanie, czy płyta "A ty siej" przekona wielbicieli reggae do talentu Kaczmarskiego, czy na odwrót. Biorąc pod uwagę rozstrzał stylistyczny między oryginałami a nowymi wersjami oraz ortodoksyjność fanów barda, album nie wywoła raczej żadnej duchowej rewolucji.
"A ty siej", Habakuk
Pomaton EMI