Simply Red nigdy nie był zespołem poszukującym. Niewiele się zmieniło w ich muzyce od początku lat 90., kiedy to zdobyli popularność albumem "Stars", na którym pojawił się ich największy hit "Something Got Me Started". Chociaż słowo zdobyli jest tu nie na miejscu, bo Simply Red to przede wszystkim Mick Hucknall i jego charakterystyczny, mocny głos, określany jako "najczarniejszy wśród białych".

"Stay" nie różni się niczym od popowo-soulowego grania, do jakiego przyzwyczaił nas ognistowłosy Brytyjczyk. Hucknall już dawno ma za sobą czasy szaleństwa, głośnych romansów (m.in. z Catheriną Zetą-Jones i Heleną Christensen) i ekstrawagancji (rubinowy ząb), których ogień mógłby podgrzać inwencję muzyka. Teraz to przede wszystkim sprawny biznesmen (właściciel winnicy we Włoszech, własnego studia nagraniowego) i przyjaciel Tony’ego Blaira. W lipcu urodzi mu się pierwsze dziecko, któremu zamierza poświęcić się przez najbliższe dwa lata.

Album "Stay" jawi się więc jako kolejny produkt doświadczonego biznesmena – bez wielkich wpadek, ale też bez ewidentnych hitów. Dostajemy kilka ballad okraszonych bluesem ("Good Times Have Done Me Wrong"), którym towarzyszą typowe popowe piosenki o smaku rumianku. Nie zaszkodzą, ale też i nie pomogą.



Reklama