Nie w eleganckim teatrze lub Sali Kongresowej Pałacu Kultury, ale w udającej swojską, a przez to eiltarno-snobistycznej, położonej na warszawskiej Pradze Fabryce Trzciny, odbyła się gala wręczenia nagród Akademii Fonograficznej za rok 2006. Nie obyło się bez gaf, pomyłek i skandalicznego, bo ponad dwudziestominutowego, spóźnienia. Goście, którzy za bilety zapłacili aż 280 złotych stali na dworzu pod telebimem, z którego raz coś było słychać, a raz nie. Mimo to na przyszłość Fryderyków należy spojrzeć z optymizmem.
W kategoriach związanych z muzyką rozrywkową wygrali artyści, którzy wygrać musieli. Ania Dąbrowska na polskim rynku rywalek nie ma. Jej płyta sprzedała się w ponad 46 tysiącach egzemplarzy, co jak na czasy mp3, młodzieży w Londynie oraz zdominowania przez supermerkety handlu płytami należy uznać za sukces kolosalny. Dąbrowska zaproponowała płytę refleksyjną, poza dwoma, trzema przebojami, nie najłatwiejszą w odbiorze, i - co najważniejsze - bardzo starannie wyprodukowaną. Do tej pory takie podejście do albumów kończyło się w Polsce komercyjnym fiaskiem.
Trzy nagrody dla Andrzeja Smolika uznać można za małą niespodziankę. Zdziwienie ulatuje, jeśli jednak spojrzy się na to, z jakimi nazwiskami kompozytor roku stawał w szranki. Pokonał między innymi Waglewskiego i Rubika.
Dwa Fryderyki dla łódzkiej Comy są z kolei docenieniem ogromnego fenomenu zespołu. Coma jest obecnie najbardziej popularną koncertową grupą w kraju, przyciągającą na płatne, biletowane koncerty prawdziwe tłumy.
Gala, która powróci do telewizji (TVP1 planuje na środowy wieczór retransmisję) pokazuje ogromne paradoksy, z jakimi mierzy się polska branża muzyczna. Z jednej strony wciąż musi zmagać się ze szturmem dinozaurów, którzy wykorzystają każdą chwilę do, jakże popularnego, lansu, z drugiej zaś pełno w niej pasjonatów, ludzi, którzy dla muzyki są w stanie zrobić wiele.
Fryderyki znów zaczną być w cenie. Ich siła nie przełoży się jednak - jak niegdyś - na platynowe nakłady płyt. Teraz cenniki artystów-laureatów pójdą w górę. W większości przypadków to dobrze, bo pieniądze zarobione za udział w programach telewizyjnych i granie koncertów zwycięzcy Fryderyków zainwestują w jeszcze lepszą produkcję muzyki.
A na tym zyskamy wszyscy.